Nie rzucać na wiatr…

To bardzo łatwo powiedzieć: „Daję słowo”, „Obiecuję”. Ale dobrze wiemy, że z dotrzymaniem takiej obietnicy jest trudniej. Bo nie zawsze coś, o czym się mówiło kilka dni wcześniej wciąż jest takie oczywiste, bo przez te kilka miesięcy mogło się zmienić wiele, bo czasami po latach wartości, którym przysięgało się wierność nie są już przewodnie, trudniej więc być im wiernym. Jeśli obietnica jest ważna trudno też z nią zerwać. Gdy mówimy „ daję słowo” nakładamy na siebie odpowiedzialność. A odpowiedzialności za słowo uczymy się od najmłodszych lat, więc jednak czujemy jej ciężar. Obietnica nie pozwala tak po prostu zapomnieć, nie pozwala po jakimś czasie zwyczajnie ‘ dać sobie spokój’ – bo jednak obiecało się. Rodzicom, przyjaciołom, znajomym. Nie chcę zawieść, więc obietnicy dotrzymam.

Często pełni ona rolę nakazu, który przymusza do działania, gdy już nie ma chęci. A czy tak powinno być? Czy dawane słowo nie powinno być raczej przyrzeczeniem z czystego serca z wiarą w jego wypełnienie? A co zrobić, jeżeli dobre intencje w chwili jego składania znikną i utraci się cały zapał? Wtedy jest ratunkiem przed – często – zgubieniem drogi. Bo jeśli przysięga się wierność określonym wartościom to złamanie obietnicy równa się zejściu z wyznaczonej drogi.

My, harcerze przysięgamy podczas Przyrzeczenia Harcerskiego. W blasku ognia, otoczeni przez ludzi, którzy do tego miejsca nas doprowadzili i którzy, mamy nadzieję, będą nas nadal prowadzić. Obiecujemy Bogu, innym harcerzom, a przede wszystkim – sobie. Wybieramy drogę, a ponieważ na Krzyż musimy zasłużyć to znaczy, że już tą drogą podążaliśmy kawałek – i że jesteśmy świadomi, czego się podejmujemy.

Harcerzem jest się nie tylko wtedy, gdy stoi się w mundurze na zbiórce, a na głowę wkłada beret lub rogatywkę, ale codziennie. Wstając z łóżka, idąc do szkoły, słuchając wykładów, spacerując po parku, zmywając naczynia. Kłócąc się z rodzeństwem, wybierając z wielu jedną propozycję. Dlatego przyrzeczenie dotyczy nie tylko tych chwil, gdy w mundurach świadczymy służbę Bogu i Polsce, ale tych wszystkich, gdy żyjemy wśród ludzi, gdy pomagamy im i szukamy własnego miejsca. Nasze obietnice dotyczą wszystkich sfer życia.

Obiecując coś i spełniając obietnicę – jesteśmy uczciwi. I wydaje się, że człowiek jest z gruntu uczciwy lub raczej – że trudno znaleźć w sobie tę nieuczciwość. Patrzymy na siebie – i właściwie trudno sobie cokolwiek zarzucić. A tak naprawdę, jeżeli przyjrzymy się bliżej dostrzeżemy małe nieuczciwości, na które przestaliśmy zwracać uwagę, bo – jako powszechne – stały się zwyczajne, a więc nie takie, na jakie należałoby szczególnie zwracać uwagę. Nawet tak banalna rzecz jak ściąganie – mówi się o tym dużo i na każdą wzmiankę na ten temat uczniowie nieodzownie kiwają głowami z politowaniem ‘ znowu się zaczyna’.

A jednak – obiecaliśmy coś kiedyś. Może nie tyle słowami, co decyzją, że uczyć się chcemy. To prawda – pierwszą taką decyzję podjęli za nas rodzice i to na nich spadać mogła odpowiedzialność za nasze ‘łamanie reguł’. Ale potem – wybieramy sami. I tym samym – dajemy słowo. Pracować, starać się, nie kłamać. A tymczasem, często nawet nie zauważając – łamiemy obietnice. Bo dotrzymać jest znacznie trudniej. Mamy przyjaciół, a być przyjacielem to między innymi wiedzieć więcej i dawać pewność, że akurat nam można zaufać. Przyjaźń buduje się powoli, niejednokrotnie z mozołem, dzień po dniu. Każdy, kto choć raz zawiódł czyjeś zaufanie wie, jak trudno potem odbudować to, co się tworzone było przez lata. A takie rozbicie odbywa się najczęściej o kłamstwo, często – złamanie obietnicy. Bo jak możne zaufać komuś kto nie potrafi nawet dotrzymać danego słowa?

Dlatego tak ważne jest nie rzucanie słów na wiatr. Trzeba umieć realizować to, o czym się mówi. Bo same słowa, choćby i największe nie stanowią mocnych fundamentów. Daję słowo – a więc obiecuję. Słuchać. Przemyśleć. A więc – działać. Nie zatrzymywać się na obietnicach – spełniać je. „ Słowa, choć mają ambicję tworzenia, to wciąż tylko słowa” – i tak naprawdę na dłuższą metę nie mają zbytniej wartości. Same – nie znaczą nic. I dlatego prawdziwą sztukę stanowi umiejętność wprowadzenia słów w czyn. Siła i zapał do pracy, chęć do pomocy, do zmieniania – na lepsze. Daję słowo – to znaczy obiecuję nie tylko mówić, ale i działać. Sprawiać, by moje słowa nie były puste i by każdy, kto je usłyszy wiedział, że może im zaufać. Bym umiał nadawać im sens i zawsze dotrzymywać obietnic, jakie ze sobą niosą. Bo w końcu – jestem harcerzem, więc na moich słowach można polegać. Jak na Zawiszy.