Kosmici w „Jędrusiu”

Wszystko zaczęło się w pewien słoneczny piątek (11 września 2004). Nasz kosmiczny transport niestety został zaatakowany przez międzygalaktycznych piratów i musieliśmy skorzystać z dość przyziemnego środka transportu (czytaj: samochód). Z „niewielkim” opóźnieniem dotarliśmy do ośrodka „Jędruś” w Michalinie.

Niedługo po przyjeździe dh. Karolina zawołała wszystkie zuchy i opowiedziała o czekającym nas zadaniu. Szybko podzieliliśmy się na grupy i zaczęła się gra. Z początku wszyscy pomijali biednego dh. Radosza, który gotował się w masce przeciwgazowej, gdyż byli zbyt przejęci szukaniem muszelek. Jesteśmy jednak równie sprytni, jak szybcy i żaden punkt nie musiał długo czekać na nasze przybycie ( ja, co prawda siedziałam na ławce, ale co chwila przed oczami śmigała mi jakaś grupka).



Więcej zdjęć

Niestety musieliśmy przerwać pasjonująca zabawę, lecz nasze twarzyczki nieco się rozpromieniły na widok obiadku.
Najedzeni mieliśmy poleżeć po jedzonku i poodpoczywać, lecz zuchy miały tysiąc innych pomysłów i tradycyjnie się nie udało…

Tego dnia czekała nas jeszcze jedna gra – tym razem w towarzystwie harcerzy. Biegania znów było sporo, ale co to dla nas! Po krótkim czasie na czaszkach dyndały wszystkim kolorowe czułki w przeróżnych kształtach i kolorach. Tej zabawy (co za los) także nie dokończyliśmy, ale to na długo nie popsuło nam humorów, które wróciły gdy tylko udaliśmy się na plac zabaw.

Sporo emocji czekało nas wieczorem, na balu u króla i królowej. Dzielnie walczyliśmy grając w Twistera, podziwialiśmy prezentacje różnych drużyn, a w szybkości wchłaniana tortu prześcignęliśmy niejednego harcerza.
Nasze marzenia o spokojnym i szybkim zaśnięciu jak zwykle pozostały tylko marzeniami… Niezliczone pielgrzymki do toalety, poszukiwania zaginionych misiów i walki trwały prawie do północy.

Nie wiem, jaka energia siedzi w zuchach, ale przed szóstą rano połowa była na nogach, gotowa na dalsze przygody (kadra ledwo zwlokła się po siódmej). Szybciutko zjedliśmy śniadanie i wszyscy razem poszliśmy do kościoła.

Po apelu, rozpoczynającym nowy rok harcerski i zuchowy, zaczęliśmy się pakować. Niesamowitym problemem okazały się niesforne śpiwory, które dopiero za namowami druhen zgodziły się wejść do pokrowców.
Po iskierce pobawiliśmy się w chowanego i rozjechaliśmy się do domów. Niektórzy wstąpili jeszcze do sklepu na słodkie conieco 🙂

Mam nadzieję, że nowy rok zuchowy będzie równie kosmiczny, jak ten biwak

dh. Agata 65 GZ