BORM oczami oboźnej

Atak padaczki, szkło w oku, oparzenia i wstrząs, dla kolejnych 18 osób z naszego hufca przestały być „czarną magią” – w dniach 26-28 listopad odbyła się pierwsza część kursu medycznego. Przyszli (mam nadzieję) brązowi ratownicy szkoleni byli według nowej doktryny Harcerskiej Szkoły Ratownictwa.

Nikt się do tego głośno nie przyznawał, ale myślę, że dla wielu buło to nie lada wyzwanie. Przyznaję, że podczas tych 3 (a właściwie 2) dni kilka razy ogarniało mnie zwątpienie. Nie było jednak tak źle! Sympatyczni instruktorzy (podziękowania w stronę Mariusza, który w dużym stopniu przyczynił się do tego, że kurs w ogóle mógł się odbyć), kursanci rządni wiedzy i chętni do nauki- czego chcieć jeszcze? No, może co najmniej 4 godzin snu więcej… Każdy wiedział na co się pisze.

Według nowych zasad, pierwsza część kursu powinna wystarczyć do przekazania całej wiedzy teoretycznej. Druga część ma być ograniczona do ćwiczeń praktycznych. Podczas ostatniego weekendu uczestnicy kursu mieli prawdziwe pranie mózgu (a przynajmniej tak się czuli). Mam nadzieję, że dwa tygodnie przerwy wystarczą im na poukładanie sobie tego wszystkiego w głowach. No i na utrwalenie wiadomości. Z doświadczenia jednak wiem, że im mniej się ma na to czasu, tym lepiej – człowiek się bardziej mobilizuje. Wierzę, że nasi harcerze pokażą co potrafią i za dwa tygodnie będziemy mogli być z nich naprawdę dumni. Trzymam kciuki!

Ach, zapomniałam o najważniejszym! Równolegle z kursem przedmedycznym miało miejsce szkolenie dla członków Otwockiego HGR-u ( dla niewtajemniczonych: Harcerskiej Grupy Ratowniczej, zrzeszających zapaleńców, którzy chcą robić coś ważnego dla siebie i dla miasta i dla innych też). Uczyliśmy się m.in. obsługi naszego nowego, profesjonalnego sprzętu (tu pragnę podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że wreszcie mamy naszą torbę PSPR1!). Było wesoło! Ważne jest to, że mieliśmy kolejną okazję do integracji (rzadko zdarza się, że możemy spotkać się wszyscy), a razem tworzymy niesamowitą mieszankę!

Miałam napisać, jak widziałam to jako oboźna. Otóż czarno to widziałam… To był, oczywiście żart! Żałuję, że nie miałam okazji spędzić więcej czasu z kursantami. Ciężko mi było wstać rano i iść po zakupy – wczesne wstawanie to według mnie największa z tortur.
No i nie miałam serca rano budzić uczestników podczas, gdy oni wszyscy tak słodko sobie spali… Chyba byłam zbyt delikatna. Obiecuję poprawę!!!

P.S.: Na koniec kilka słów otuchy do kursantów: jak nie zdacie, to Wam rączki powyrywam i to Wam będzie potrzebna pierwsza pomoc! Dodam, że dotyczy to szczególnie Jagóda i Dyniaka.

Oboźna