Rozbrykani Wędrownicy

Warsztaty „Pod Rozbrykanym Kucykiem” odbyły się w dniach 4-6 czerwca 2004 w ośrodku wychowawczym „Jędruś” w Michalinie. Opisując co tam było, a czego nie było, a było bardzo dużo i jeszcze mniej nie było i było więcej niż by nie było, można by nazbierać materiału na jeszcze jednego Hobbita. Ciąg dalszy na tej stronie.


Na początku był Eru, Jedyny, którego na obszarze Ardy nazywają Iluvatarem; on to powołał do życia Ainurów, istoty Święte, zrodzone z jego myśli. Ci byli z nim wcześniej niż powstało wszystko inne. Rozmawiał z nimi i poddawał im tematy muzyczne.


Ainurowie zaś śpiewali dla Niego i On radował się tą muzyką. Przez długi wszakże czas każdy Ainur śpiewał sam albo też łączył swój głos z kilku jedynie współbraćmi, a reszta słuchała. Każdy bowiem pojmował tylko tę cząstkę myśli Iluvatara, z której się zrodził, a do zrozumienia współbraci dochodził bardzo powoli.


W miarę jednak, jak się wsłuchiwali, zaczynali rozumieć coraz głębiej, a głosy ich zespalały się w coraz doskonalszej harmonii.


Aż wreszcie Iluwatar zgromadził wszystkich Ainurów i objawił im potężny temat, odsłaniając rzeczy większe i wspanialsze niż te, które przedtem dał im poznać a blask początku i wspaniałość zakończenia tak olśniły Ainurów,


że pokłonili się Iluvatarowi w milczeniu.


Wówczas (Iluwatar) rzekł: „Chcę, abyście z tego tematu, który wam tutaj objawiam, rozwinęli harmonijną Wielką Muzykę, a ponieważ natchnąłem was


Niezniszczalnym Płomieniem,


możecie jeśli chcecie, wzbogacić temat własnymi myślami i pomysłami. A ja będę słuchał i radował się, że za waszą sprawą wielkie piękno wcieli się w pieśń. Wtedy głosy Ainurów na podobieństwo harf i lutni, fletów i trąb, wiol i organów, i niezliczonych chórów wyśpiewujących słowa, zaczęły kształtować się z tematu Iluvatara Wielką Muzykę; z przeplatających się i nieustannie zmiennych melodii wzbiły się harmonijne dźwięki i popłynęły poza zasięg słuchu w głębie i wysokości, wypełniły przestrzeń, którą zamieszkiwał Iluvatar, przelały się przez jej granicę;


Muzyka i echa Muzyki rozległy się w Pustce, aż przestała być pustką. Nigdy już później Ainurowuie nie stworzyli równie wspaniałej muzyki, chociaż powiedziane jest, że chóry Ainurów i dzieci Iluvatara zaśpiewają piękniejszą jeszcze pieśń przed jego obliczem po dopełnieniu się dni. Wówczas dopiero objawione przez niego tematy odnajdą wyraz doskonały i w tym samym momencie staną się Bytem, gdyż każdy już będzie w pełni rozumiał Jego myśl zawartą w przydzielonej sobie cząstce i będzie wiedział, że pozostali pojmuj równie dobrze swoje cząstki, a Iluvatar natchnie ich tajemnym ogniem i będzie się radował.


W tamtej wszakże godzinie Iluvatar słuchał i przez pewien czas wydawało się że to jest dobra muzyka, bo nie było w niej skazy. Lecz gdy temat rozwijał się dalej, w sercu Melkora zrodziła się niechęć, żeby wpleść wątki wysnute z własnej wyobraźni, niezgodne z tematem Iluvatara; chciał bowiem przydać swojej roli więcej mocy i blasku. Melkorowi dana była szczególna władza i wiedza, a nadto udział we wszelkich darach, rozdzielonych między innych jego braci Ainurów. Często zapuszczał się samotnie w puste przestrzenie, szukając niezniszczalnego płomienia, paliła go bowiem rządza stwarzania Bytów. Bytów własnego pomysły; wydawało mu się, że Iluvatar nie ma żadnych planów co do Pustki i niecierpliwie pragnął ją po swojemu wypełnić. Nie znał jednak Płomienia, który należał wyłącznie do Iluvatara, a ponieważ wiele czasu spędzał w samotności, wylęgały się w jego sercu myśli odmienne od myśli innych Ainurów.


Niektóre z tych własnych myśli wprowadził do swojej muzyki i natychmiast powstały jaskrawe dysonanse, a ci co śpiewali obok niego zbici z tropu i zaniepokojeni, zgubili wątek melodii, kilku zaś próbowało dostroić się do głosu Melkora, zamiast urzeczywistniać pierwotny zamysł, tak więc dysonanse wprowadzone przez Melkora rozprzestrzeniły się, a Melodie przedtem rozbrzmiewające zatonęły w morzu skłóconych dźwięków. Iluvatar słuchał i czekał, aż wreszcie jak gdyby burza rozszalała się nad Jego tronem, czarne fale ścierały się ze sobą w straszliwym gniewie i zdawało się, że nic nigdy ich już nie uśmierzy.


Wtedy Iluvatar wstał i Ainurowie zobaczyli że się uśmiecha. Podniósł lewą rękę i natychmiast z chaosu wyłonił się nowy temat, zarazem podobny i niepodobny do pierwotnego, a muzyka stopniowo nabierała nowej siły i piękności. Lecz dysonanse Melkora znów się wzbiły zgrzytem ponad inne głosy i wojna dźwięków rozpętała się jeszcze gwałtowniej; wielo Ainurów w przygnębieniu umilkła, więc głos Melkora wziął górę nad całą muzyką. Po raz drugi Iluvatar wstał i tym razem oblicze jego było surowe.


Podniósł prawą rękę i oto trzeci temat wyłonił się z chaosu, odmienny od obu poprzednich. Z początku bowiem zdawał się łagodny i słodki, ledwie szemrzący melodyjnymi cudnymi dźwiękami, lecz nie dawał się przytłumić, wzmagał się stopniowo i pogłębiał. W końcu brzmiało to tak, jakby przed tronem Iluvatara rozwijały się jednocześnie dwie symfonie, całkowicie różne.


Jedna głęboka, rozlewna i piękna, lecz powolna i nasycona bezgranicznym smutkiem, który zdawał się głównym źródłem jej piękności.


Druga osiągnęła wprawdzie jakąś własną spójność, lecz była hałaśliwa, próżna i powtarzała swe motywy w nieskończoność; niewiele w niej było harmonii, tworzyła raczej krzykliwe unisono jakby mnóstwo trąb grało w kółko kilka wciąż tych samych tonów. Ta druga starała się gwałtownością głosu zagłuszyć pierwszą, ale daremnie, bo tamta przejmowała z niej najbardziej triumfalne dźwięki i wplatała je we własną uroczystą pieśń.


Gdy się zmagały dwie fale muzyki, wstrząsając przybytkiem Iluvatara i wprawiając w drżenie ciszę. Nigdy przedtem nie poruszoną. Iluvatar po raz trzeci wstał a tych, którzy spojrzeli na jego oblicze zdjął lęk. Podniósł obie ręce i muzyka urwała się na jednym akordzie, głębszym niż otchłań i wyższym niż firmament, przenikliwym jak światło oczu Iluvatara.


Wtedy Iluvatar przemówił: Wielką moc maja Ainurowie, a najmocniejszy z nich jest Melkor, lecz niech wie i on, i każdy z was, że jam jest Iluvatar. Pokażę wam teraz wszystko, co wyśpiewaliście, abyście zobaczyli swoje dzieło. Ty zaś Melkorze przekonasz się, że nie można wprowadzić do symfonii żadnego tematu, który by w istocie nie miał swego źródła we mnie i że nie uda ci się zmienić tej muzyki na przekór mojej woli. Kto się o to pokusi okaże siwe w końcu narzędziem moich planów.


Ujrzeli bowiem rzeczy wspanialsze niż wszystko, co sam zdolny jest sobie wyobrazić.


Gdy zaś znaleźli się w pustce, Iluvatar rzekł: Spójrzcie, oto wasza muzyka! I ukazał im wizję, aby wzrokiem poznali to, co przedtem było tylko dostępne ich uszom; zobaczyli nowy świat w postaci kuli zawieszonej pośród pustki, z niej wyodrębnionej. A kiedy tak patrzyli z podziwem, świat zaczął się przed nimi odsłaniać i wydało im się że żyje i rośnie. I czas jakiś przypatrywali się w milczeniu; a potem Iluvatar rzekł: Oto wasza muzyka! To jest wasza pieśń i każdy znajdzie zawarte w niej, włączone w obraz, który wam ukazałem, rzeczy przez siebie stworzone.


Ze zdumieniem zobaczyli Dzieci Iluvatara i


siedzibę dla nich przygotowaną; zrozumieli, że to oni kształtując symfonię pracowali nad utworzeniem tej siedziby, nie wiedzieli jednak, ze ma ona służyć jakiemuś innemu celowi, a nie tylko być piękna sama w sobie. Dzieci swoje stworzył bowiem Iluvatar stworzył sam, a zjawiły się dopiero wraz z trzecim tematem; nie było ich w pierwszym danym początku Ainurom, toteż żaden z nich nie miał udziału w tej cząstce stworzenia.


Gdy więc Ainurowie zobaczyli dzieci Iluvatara tym bardziej je pokochali za to, że były inne, nieznane i wolne, a widząc w nich nowe odzwierciedlenie myśli Iluvatara, dowiedzieli się czegoś więcej o jego mądrości. Dotychczas nie objawione, nawet Ainurom.


Dzieci Iluvatara to elfy i


… ludzie – pierwotni i następcy wśród wszystkich wspaniałości świata, jego bezmiernych przestrzeni.


Ten spośród Ainurów, któremu elfy nadały imię Ulmo, poświęcił wszystkie swoje myśli wodzie, a miał on od Iluvatara dar najgłębszego rozumienia muzyki.


Powietrzem i wiatrem zajmował się głównie Manve, najdostojniejszy z Ainurów,


tkankę ziemi wziął pod swą pieczę Aule, niewiele ustępujący Melkorowi umiejętnościami i wiedzą, lecz znajdujący przyjemność i chlubę w samej pracy i tworzeniu i zaletach dzieł, nie zaś w posiadaniu ich, ani we własnym mistrzostwie.


I rzekł Iluvatar: Czy nie widzisz, że tutaj w tym małym królestwie w głębinach czasu i wody Melkor wypowiedział ci wojnę w twojej własnej dziedzinie? Wynalazł ostre i bezlitosna mrozy, lecz nie udało mu się zniszczyć piękna twoich źródeł i czystych jezior. Spójrz na śnieg, na przemyślne rzeźby szronu! Melkor wymyślił piekący żar i nieokiełznany ogień, ale nie zdołał wysuszyć w twoim sercu pragnień, ani też stłumić całkowicie muzyki morza.


Tak stało, że część Ainurów zamieszkało z Iluvatarem poza obrębem Świata, inni zaś – a między nimi wielu spośród najpiękniejszych i najmożniejszych – przegnali Iluvatara i zstąpili na świat.


Gdy wszakże Valarowie zstąpili na świat ogarnęło ich zrazu zdumienie i czuli się zbici z tropu, ponieważ, nic z tego co wizja im objawiła, nie było jeszcze gotowe, lecz dopiero się poczynało i czekało na ukształtowanie w ciemnościach. Teraz Valarowie znaleźli się u początku czasu i zrozumieli, że muszą wypełnić zarysy danej im wizji.


Tak więc w niezbadanych postaciach rozpoczynali przed wiekami swoją pracę w głębinach czasu i trudzili się dopóki nie nadeszła godzina, gdy na wyznaczonym miejscu Ei, powstała siedziba dla dzieci Iluvatara. Największy udział w pracach mieli: Manve, Aule i Ulmo, lecz był z nimi od pierwszej chwili Melkor, który we wszystko się wtrącał i w miarę możliwości starał się każde dzieło podporządkować własnym życzeniom i celom; i on też rozpalił wielkie ognie.


Manve przywołał mnóstwo duchów, większych i mniejszych, aby zstąpiły na pola Ardy i broniły ją przed Melkorem. Valarowie zgromadzili wokół siebie licznych sojuszników, duchy niższe lub prawie równe im dostojeństwem i wszyscy razem pracowali nad uporządkowaniem Ziemi. I ujrzał Melkor jak Ziemia przemienia się w ogród radości i zapałał tym gorętszą zawiścią i przybrał postać ponurą.


Oczy Melkora świeciły jak płomienie, które niszczą żarem i chłodem.
Tak zaczęła się pierwsza bitwa Valarów z Melkorem o ład świata.

Zdjęcia: Agnieszka Kierzkowska, Jerzy Lis.
Podpisy: Łukasz Lutoborski

Ostatnia przed wakacjami zbiórka KSI

17.06.2004r o godz. 18.30 miała sie odbyć ostatnia przed wakacjami zbiórka Komisji Stopni Instruktorskich. Jak się jednak okazało zainteresowanie było tak duże, że zbiórka przeciagnęła się do późnych godzin prawie nocnych. Mimo tego nie udało nam się spotkać i poroamawiac z wszystkimi zainteresowanymi.

Dlatego też postanowiliśmy spotkać sie w dodatkowym terminie.
KSI otworzyla próby na pwd
dh Agnieszce Kierzkowskiej
dh Kubie Borowemu i dh Łukaszowi Lutoborskiemu.

W najbliższy czwartek 24.06.2004 spotkamy się z

Agatą Więckowską
Arkiem Królakiem
Olgą Makowską
Karoliną Bogucką
Maciejem Piotrowskim
Małgorzatą Osuch.
Dorotą Lutyk

KSI
Magda Grodzka

UWAGA BORM-owcy

Na prośbę kadry kursu przekazuje następującą informację:

Poprawka z BORM-u

W poniedziałek 21.06.2004 w Warszawie, w szkole u Pyzy na Płockiej od 17.00 do 20.00 odbędą się poprawki na Brązową Odznakę Ratownika Medycznego. Bliższe informacje pod numerem 507-139-320

Czuwaj!

dh. Daria Kłos

Czy Twoich harcerzy stać na obóz?

Druhno Druzynowa, Druhu Druzynowy,
Druhno Komendantko obozu, Druhu Komendancie obozu,

Grafika ze strony www.NBP.plDnia 23.06.2004 r o godz 19.00 zbierze się komisja, która będzie dzielila dofinansowania z puli pieniędzy przyznanych z miast Otwocka i Józefowa.

W związku z tym ostatecznym terminem składania dokumentów (podania, zaświadczenia i opinie drużynowych) jest wtorek – 22.06. 2004 r

Komisja będzie rozpatrywała jedynie kompletne dokumenty dlatego proszę Cię o dokładne sprawdzenie składanych wniosków przez rodziców Twoich harcerzy/zuchów.

Podobnie jak w zeszłym roku zainteresowani drużynowi będę mogli brać udział w pracach komisji w kwestiach dotyczących zuchów i/lub harcerzy należących do ich gromad/drużyn.

Komisja będzie pracowała w składzie:
pwd Agnieszka Fedorowicz
hm Magdalena Grodzka
phm Izabela Labudzka
Monika Rybitwa
hm Ryszard Borkowski
phm Tomasz Lubas

Postać miesiąca 06/2004

Grzesiek Karczmarewicz jest w drużynie (33 DH „Lagoon”) juz ponad rok. jest niezwykle zaangażowany w sprawy drużyny. Atywnie bierze udział w różnych imprezach harcerskich. Pomimo tego, że nie pełni żadnej funkcji w drużynie, to wyróżnia się swoim zachowaniem i postawą na tle innych członków. Ostatnio był na kursie dla zastępowych i niedługo zdobędzie patent.

Oprócz harcerstwa Grześ ma wiele innych zainteresowań.
Ciekawi go okres II wojny światowej, bardzo lubi grać na pianinie, jeździć na rowerze, pływać kajakami i nie tylko oraz wyjeżdżać z rodziną na wycieczki… jego życie jest urozmaicone, dlatego nie ma zbyt wiele czasu na nudę. Drużyna w
przyszłości wiąże z nim duże plany.

Kinga Waszczuk

Konkurs na plakietkę obozową

Do obozu zostało już mniej niż miesiąc!

Przypominamy, że ustalony został termin turnusów w Przerwankach. Pierwsi harcerze dotrą 3 lipca 2004.

Przypominamy tez, że ogłoszony został konkurs na plakietkę i koszulkę obozową. Osoba, która zrobi najlepszy projekt (plakietki lub koszulki) dostanie trzy obozowe koszulki gratis.

Termin zgłaszania projektów został przedłużony do 15 czerwca 2004 roku.
Projekty prosimy wysylać na adres adam.zorawski@zhp.otwock.com.pl.
Część z nich zebraliśmy na tej stronie.
Archiwum starych plakietek obozowych znajdziesz na tej stronie.
Projekt rywalizacji między obozami znajdziecie na tej stronie.
MG

MORD – Marsz Otwockich Rad Drużyn

Biwak zapowiadał się gorąco, jednak nasz zapał ostudził deszcz.
Zaczęło się tak…

Zebraliśmy się pod hufcem 07/05/2004, o godz. 18.00, a dopiero godzinę później rozpoczęła się gra terenowa. Wszyscy musieliśmy przechodzić z punktów do punktów i wykonywać tam przeróżne zadania. Niektóre czynności stwarzały zagrożenie życia, gdy podczas składania namiotu dokonał się zamach na życie jednej z dziewczyn wykonany przez jednego druha (rzut oknem):). Gra się bardzo wszystkim podobała, a najmilej spacerowało nam się koło cmentarzaok. godz. 1.00.

Do Starej Wsi dotarliśmy wczesnym rankiem (bardzo), lecz po powrocie czekały nas jeszcze dwa zadanie: test i zabawa w skojarzenia (chyba?). My jednak nie odczuwałyśmy żadnego zmęczenia i w ogóle nie spotkały nas żadne dziwne przygody.

Następnego dnia wszystkie patrole grały w bardzo przyjemną grę, a mianowicie chodziło o to, aby odnaleźć dla siebie najlepszą dziedzinę w telewizji. Dwóch panów odsyłało nas do różnych studiów. Niestety obaj panowie zażyczyli sobie, abyśmy zatańczyły i jednocześnie zaśpiewały przed nimi, a to nie był przyjemny widok.

Wieczorem odbył się kominek. Nie taki zwykły kominek… Pomysł Michała Łabudzkiego był niezwykły, o niezwykłym charakterze. Wszystkim bardzo się podobało!!! Taka integracja z innymi drużynami… Ale fajnie było!!! Ale następnego dnia niestety trzeba było wracać do domu. Mamy jednak nadzieję, że w następnym roku będzie jeszcze lepiej…
Marysia J. i Milena P.
17 DH “Widnokrąg’’

Sztab organizacyjny:

Sylwia Czamara
Michał Łabudzki
Arkadiusz Królak
Tomasz Kuczyński

Święto hufca – 20 czerwca 2004

ZMIANA TERMINU ŚWIĘTA HUFCA!

20 czerwca 2004 r.
ŚWIĘTO HUFCA

10:00 – rozpoczęcie HARCERSKIEJ GRY (drużyny powinny zgłaszać do Kingi Duszyńskiej (kinga.duszynska@zhp.otwock.com.pl, tel. 0-504-444-546) lub do komendanta hufca (hufiec.otwock@zhp.org.pl). Dla zwycięskich patroli przewidziane są NAGRODY.

17:30 – UROCZYSTY APEL, na który zapraszamy wszystkie gromady, drużyny i inne jednostki hufca oraz wszystkich instruktorów i działaczy. W trakcie apelu zaprezentowane zostaną jednostki hufca oraz wręczone nagrody i odznaki dla zasłużonych… (jeśli chciałbyś zgłosić kogoś do nagrody lub odznaki – pisz lub dzwoń do komendanta hufca (hufiec.otwock@zhp.org.pl).

19:00 – OGNISKO HARCERSKIE dla wszystkich zuchów, harcerzy, instruktorów i działaczy.

Zakończenie planujemy na godzinę 20:00.

Spontaniczny biwak

Sama idea biwaku narodziła się już jakiś czas temu, lecz dopiero rozmowa z pewnym druhem stała się dla mnie taką ostrą motywacją do zorganizowani czegoś dla młodszych harcerzy.

Ostatnio były jedynie wyjazdy starszej grupy drużyny, a dlaczego ci młodsi mają być z tego powodu poszkodowani?
Szczerze powiedziawszy, to była spontaniczna decyzja – gdzie, kiedy, nawet długo nad tym nie myślałam i chyba wielu spraw nie przemyślałam do końca.

Karolina była pierwszą osobą, której o tym powiedziałam, a było to 2 tyg. przed biwakiem. Od razu ustaliłyśmy, że idą harcerze do lat 13 + zastępowi, no i oczywiście ja i Karolina. I tak czas sobie leciał… aż przyszedł piątek. Nie specjalnie się tym stresowałam, gdyż byłam przekonana, że wszystko jest w idealnym porządku. Jednak tutaj się przeliczyłam, na horyzoncie pojawiły się pewne komplikacje.


Okazało się, że nie mamy pełnoletniego opiekuna (:-(buu mi jeszcze troszkę brakuje), a miałam wizję, aby zostać na noc, dzieciaki były wręcz tym podekscytowane… Tylko bez paniki… Tak naprawdę, to nie było nawet o co, a to dlatego, że „miałam dobrze współpracujących rodziców” tak, że można powiedzieć, że cały czas czuwał nad nami ktoś dorosły, zresztą Mirek też nie pozostał w tej sytuacji obojętny… W końcu to nie średniowiecze i posiadamy telefony:-)

Kolejna przeszkoda, jak biwak harcerski, to nie będziemy spać w domkach ani jakiś tam bajerach, tylko w szałasach, albo pod gołym niebem. Mi osobiście podoba się ten drugi pomysł, ale ja już mam swoje szalone latka, czego nie można powiedzieć o 11 latkach (a takich było najwięcej). Jak zresztą spać na Górze Lotnika (to tutaj byliśmy) jak jest maj i noce wyjątkowo chłodne… To się nie spodobało niektórym rodzicom. Jak to przemyślałam głębiej i na spokojnie, to jestem skłonna się z tym zgodzić. Taka noc mogłaby się dla niektórych odbić na zdrowiu. Co nie było celem tego biwaku. W toku piątkowych przygotowań wyszła kolejna sprawa, otóż większość uczestników w niedzielę miała mieć rocznicę I Komunii Św. Fatalnie, przez chwilkę zwątpiłam, czy w ogóle przyjdzie ktokolwiek, nawet nastawiłam się na obecność 3 osób.
Sobota, 29/05/2004, godz. 17:00. Spotkałam się z harcerzami (i ich rodzicami) w Michalinie na przystanku, skąd był wymarsz. Ku mojemu zdziwieniu oprzy6było aż 9 harcerzy + 3 osoby (powiedzmy) kadry.
Ruszyliśmy ku Górze Lotnika. Już po drodze niektórzy zaczęli ciut „świrować” – to dlatego, że byli to zupełnie nowi ludzie, którzy są naszym nowym nabytkiem w drużynie i nie do końca jeszcze opanowali odpowiednie zachowania, idei i wartości, jakie niesie za sobą harcerstwo. Tak naprawdę byłam tam najstarsza i to na mnie spoczywał odpowiedzialność nad całą grupą.


Grunt, to się nie stresować i nie poddawać się drobnym przeciwnościom.
Po krótkiej wędrówce i kilku przygodach dotarliśmy na miejsce. Krótkie rozporządzenie i wszyscy zabrali się do zbierania chrustu. Znosiliśmy wszystko, co mogłoby się nadawać na ognisko, a Karolina zadbała już o odpowiednią jego oprawę.
Trwało to może z 1,5 godzinki. W międzyczasie zdążyliśmy przeprowadzić jeszcze kilka gier i zabaw a także przygotować sobie niezbędne akcesoria na ognisko (czyt. kijki do kiełbasek).
Gdy już wszystko było gotowe i mieliśmy wyruszać na krótki spacer – inspekcja(!) Wpadli moi rodzice… Oszczędzę szczegółów 🙂
Tanecznym krokiem ruszyliśmy… pod pomnik, upamiętniający katastrofę lotniczą z okresu II wojny światowej (właśnie w tym miejscu zginął Bohater naszego Szczepu). Chcieliśmy pokazać to miejsce naszym nowym harcerzom i zaszczepić w nich szacunek do niego.

Także tam odbyło się krótkie przeszkolenie z musztry… Uwierzcie mi, że to było konieczne.
Gdy wróciliśmy nastąpiła chyba dla wszystkich długo oczekiwana chwila – ognisko zapłonęło. Utworzyliśmy wokół niego krąg, trzymając kurczowo kiełbaski na wcześniej przygotowanych kijkach. Z niecierpliwością oczekując, aż będą gotowe. Po posiłku oddaliliśmy się od ogniska, aby oddać się zabawom 🙂 Trwało one dość długo, gdy powolutku zaczęliśmy opadać z sił ponownie wróciliśmy do ogniska…

Kuba „wziął gitarę i zaczął na niej grać” – zupełnie jak w piosence 🙂 Postanowiliśmy wspólnymi siłami nauczyć nowych harcerzy chociaż jednej piosenki ogniskowej, zapewne domyślacie się, że było to „Płonie ognisko i szumią knieje”.
Na Górze Lotnika poza nami było jeszcze 3 chłopaków. Na oko trochę starszych od nas… Przyglądali się naszym zabawom ale nie wyglądali groźnie, dlatego nie obawialiśmy się ich.
Po 21 przyszedł czas na długo oczekiwane SZTABY. Chłopaki , którzy nas obserwowali podeszli do nas w miedzy czasie. Zabawa trwała długo… Gdy się znudziliśmy wróciliśmy do ogniska i tam też się trochę powyłupialiśmy.
Byłam pod wielkim wrażeniem zachowaniem tej trójki, na ogół słyszy się dziwne komentarze, słowa krytyki, a tu, takie miłe zaskoczenie:-)

Nawet nie zauważyliśmy nawet jak czas nam zleciał. W końcu nadeszła godzina 23:20. 10 minut później miał przyjechać mój tata, aby odwieść najmłodszych harcerzy. Postanowiliśmy zakończyć ten dzień i to spotkanie w równie wyjątkowy sposób jak i ono trwało. Stanęliśmy w kręgu i po odśpiewaniu obrzędowych pieśni, pożegnaliśmy się, zmęczeni po tym pełnym wrażeń dniu ..
W końcu nadjechał mój tata. Wsadziliśmy młodszych do samochodu. Ja, Kuba, Karolina i Michał i ta trójka przesympatycznych chłopaków chwile jeszcze siedzieliśmy na Górze, parząc jak dogasa ognisko.
Następnie udaliśmy się wolnym spacerkiem do domu ..

Tym miłym spacerem pod gwiazdami zakończyliśmy ten niezwykły , dzień pełen wrażeń…

Patrycja

„Gdzie są dzieci”?

Sobota, 29 maja Roku Pańskiego 2004. Spełnia się to o czym już od dłuższego czasu wskazywały wszelkie znaki na niebie i ziemi… Szczep Józefów razem z Miejskim Ośrodkiem Kultury zorganizowali „Dzień Dziecka”.

Szefostwem zajmował się Kuba Borowy, przy nieocenionej pomocy Mikołaja Fedorowicza i Agaty Brzezińskiej. Z góry (ale raczej w metaforycznym tego słowa znaczeniu :P) spoglądała na nich Komendantka szczepu Monika Rybitwa. Przejdźmy jednak do konkretów…

Tegoż dnia około 9.00 miała być wyemitowany film „Gdzie jest Nemo?”. Jakież było nasze zdumienie gdy zamiast spodziewanych tłumów przybyło dzieciów sztuk jeden, a w zasadzie jedna. Na szczęście pojawiły się nieco spóźnione dzieci w sztukach ośmiu co z rodzicami przybyłych dawało już publikę wystarczającą do tego żeby film został wyemitowany, a po godzinie przyszła kolejna gromadka. Zapewne bardziej jednak interesuje Was drodzy Przeciekoczytacze co my tam właściwie robiliśmy.
Otóż po pierwsze dekoracje: cała sala wejściowa była obwieszona pomarańczowymi balonikami ucharakteryzowanymi na rybki a na ścianach wisiały plansze z „rysunkowym oceanem”. Wszystko to wykonały nasze kochane dziewczyny (w składzie: Agata Brzezińska, Ania Ładna, Beata Rej, Wiktoria Gałecka, Kasia Miszkurka, Dorota Lutyk, Wanda Zamojska)

Po drugie: malowanie twarzy. Mieliśmy (jak się okazało podczas samego malowania) bardzo dobrze wykwalifikowany personel malowniczy w którym znalazła się większość osób dekorujących (zapewne widać profesjonalizm naszego personelu) na zdjęciach.

Po trzecie: „Gwóść Programu” czyli gra „małoterenowa” nawiązująca fabułą do omało co niewyemitowanego filmu na która to ściągną cały tabunek dzieci z „Domu samotnej matki”. Gra była przygotowana przez Wiktorię Michałowską a osobami pomagającymi prawie wszyscy wcześniej wymienieni + Janek Kostrzewa który po obejrzeniu „Gdzie jest Nemo?” był chętny do pomocy. Gra podobała się dzieciom o czym świadczyły ich buźki „zwinięte w banan” w co trudno się dziwić ponieważ zawierała to co wszystkie dzieci lubią. Trochę biegania, trochę szukania, trochę kombinowania i lizaki na końcu :).

Po ostatnie: kilka konkursów, tzn. wyścigi w workach i konkurs na podobiznę Nema. Przy Workach było wiele śmiechu a przy rysunkach ani trochę (prace były za ładne żeby się z nich śmiać 😉 ) a na koniec słodkie nagrody i dyplomy dla najlepszych.

W sumie miało być ciut odrobinę więcej atrakcji ale jakoś nie wyszło a dzieci i tak się nie nudziły, a oto przecież chodziło czyż nie? Współpraca z Miejskim Domem Kultury to czysta przyjemność i mam nadzieję że będzie jeszcze okazja do takiej współpracy.

Mikołaj Fedorowicz
5 DH „LEŚNI”