W świat poszła wiadomość o odwadze, determinacji i poświęceniu naszych żołnierzy. Krótko, bo zaledwie kilka miesięcy, przygotowywana do walki dywizja zdała egzamin. Ten bój przekonał wszystkich, że na Polaków można liczyć. Setkom tysięcy rodaków, przebywających w Związku Radzieckim, wieść o bitwie pod Lenino otwarła drogę do kraju. Przybywali do dywizji ze wszystkich stron Rosji, z łagrów i kopalni, kołchozów i bezkresnej tajgi, ze wszystkich miejsc, w które rzucił ich tragiczny los zesłańców i jeńców wojennych, czy więźniów – Aleksander Kwaśniewski, Prezydent RP, fragment przemówienia z 10 października 2003 roku na spotkaniu z uczestnikami Bitwy pod Lenino
Autor: oboz
1… 2… 3… 7… małooo!!!
Tak 10 października 2004 podczas harcerskiego turnieju halowej piłki nożnej (halówki:) w hali sportowej przy Gimnazjum nr 1 w Józefowie publiczność skandowała swoje niezadowolenie z powodu małej ilości bramek. Nie brakowało także tekstów typu: „jeszcze jeden” lub „honorowego”, ale to inna bajka. Nie zabrakło na turnieju także harcerzy z naszego hufca! No a jak (zwłaszcza, że moja – tzn. 3 – drużyna ten turniej organizowała)!
Wypadło oczywiście super! W każdym razie mi się bardzo podobało, chociaż siedziałam tam od 10.00 do 17.00 i w dodatku odwaliłam masę papierkowej roboty! To my z Julitą zajmowałyśmy się tą, jakże wdzięczną robotą, polegającą na uzupełnianiu tabel, wpisywaniu wyników i nazwisk strzelców, na notowaniu wszelkich uwag i tak dalej… Trafiły nam się jednak najlepsze miejsca: przy stoliku sędziowskim („dla VIP-ów”:) na brązowych, plastikowych fotelach, których miałam już dość po pierwszych dwóch godzinach…
Zaczęło się bardzo obiecująco. Mistrzowie żonglerki piłką miedzy nogami sąsiada i bramkarze o rękawicach dwa razy większych niż ich głowa – jednym słowem: mecze harcerzy młodszych. Gra toczyła się… i toczyła jak ta piłka i wszyscy bacznie obserwowali wyniki gry (jeszcze mieliśmy siłę). Według mnie bardzo dzielnie spisali się bramkarze wszystkich drużyn (z góry przepraszam za błędy w nazwach): American Chicken (209DH), Wrzosy (drużyna z Sulejówka), Lagoon (33DH) i po prostu Leśni, ale gdyby przyznawano nagrody dla bramkarza roku, dałabym ją przedstawicielowi Leśnych. Wszyscy walczyli, byli bardzo przejęci rozgrywkami, jednak ktoś wygrać musiał… Uchm… i to nie byliśmy my… Pierwsze miejsce zajęli harcerze z Sulejówka, którzy zgarnęli także nagrodę dla „króla strzelców” w osobie Filipa Andrzejczuka. Konkurencja była jednak mocna! W liczbie strzelonych bramek gonił go Mateusz Brożek z 33DH.
Jeśli chodzi o harcerzy starszych… Nooo… tu już było niebezpieczniej! Piłki latały na wszystkie strony, a i poszkodowanych nie brakowało! Wystąpiły 4 składy: Bayer Pool z Jaktorowa, Boby Mikołaje (echm?) z Sulejówka, FC Ropuchy (3DHS:) i Tygryski (5DHS). Tu jednak po chwili stało się jasne, że mamy mistrzów nie tylko wśród harcerzy młodszych… hm… drużyna z Sulejówka zdobyła puchar, a Piotrek Jaguszewski po dogrywce z M. Jagiełło (nie Witoldem) wywalczył tytuł „króla strzelców”. Zdziwiło mnie tylko, że skład Bayer Pool’u nie wygrał mistrzostw! Większość chłopaków miała bowiem po 16… 17 i 18 lat! Lepiej więc nie lekceważyć przeciwnika!:) Gra była naprawdę profesjonalna i było na co popatrzeć (lub na kogo;).
Atmosfera na hali panowała iście piłkarska! Nie zabrakło trąbek, trąb i tych wszystkich innych tub, które wydobywały z siebie jakieś przeraźliwe dźwięki! Wrrr! Momentami to było po prostu nie do zniesienia! Zwłaszcza jeśli ktoś wył ci takim przyrządem nad uchem. Czas miło upłynął podczas pogawędek – także z naszym sędzią: Bartkiem Pyrzanowskim (oczywiście na temat meczów), kibicowania, szamania batoników i Starburst’ow – tylko tym dysponowaliśmy i oczywiście grania! Nie muszę chyba dodawać, że po pewnym czasie zaczęło nam odbijać! Kibice z trybun zaczęli bawić się wyimaginowanym stryczkiem (zielonym sznurkiem, na którego łapali (albo raczej próbowali złapać) m. in. mnie! Jaaasne! Organizator (Siarek) sam miał ochotę pograć (zresztą pograł razem z pozostałymi nie usatysfakcjonowanymi po dekoracji zwycięzców), ja z Julitą miałyśmy ochotę wyjść się przewietrzyć (po paru godzinach oglądania spoconych męskich ciał), a reszta nadal świetnie się bawiła!
Turniej mi się podobał, ale nie będę się zbytnio powtarzać. Zarówno ze strony organizacyjnej jak i ze względu na atmosferę oczywiście! Oby więcej takich przedsięwzięć! Następnym razem jednak nalegam na turniej koszykówki (koedukacyjny i bez ograniczeń wiekowych), ponieważ owca też człowiek, pograć w piłkę lubi…
uOwca
Kurs Organizatora Turystyki PTTK
Jeśli interesujesz się turystyką w różnych jej formach i chcesz zdobyć praktyczną wiedzę na temat organizowania
– pieszych wycieczek górskich
– obozów wędrownych
– wycieczek rowerowych
– wyjazdów trekingowych i trampingowych
– wspinaczek skałkowych
– obozów narciarskich
– imprez na orientację,
a ponadto : dowiedzieć się, jakie masz obowiązki jako organizator imprezy turystycznej, a jakie prawa, jako klient biura podróży, nauczyć się rozliczania finansowego imprez turystycznych, rozróżniania gotyku od baroku, prognozowania pogody na podstawie własnych obserwacji oraz nauczyć się wielu innych praktycznych umiejętności, to zapraszamy na
Kurs Organizatora Turystyki PTTK

Konkurs | Więcej zdjęć
PROGRAM KURSU:
Historia i organizacja turystyki w Polsce,
Działalność Harcerskiego Koła Turystycznego,
Walory krajoznawcze i turystyczne Polski,
Walory krajoznawcze i turystyczne woj. Mazowieckiego,
Organizacja wycieczek, obozów wędrownych i imprez turystycznych,
Terenoznawstwo i Imprezy na Orientację,
Ochrona przyrody i opieka nad zabytkami,
Pierwsza pomoc i bhp w turystyce,
Prawno – administracyjne i finansowe podstawy działalności turystycznej,
Planowanie i realizacja imprez turystycznych.
Kurs rozpoczynamy w połowie listopada. Zajęcia kursu będą odbywać się w wybrany dzień tygodnia (zostanie podany do wiadomości w terminie późniejszym). Teoretyczny czas trwania kursu to 56 godzin. Egzamin praktyczny w formie prowadzenia odcinków końcowej wycieczki. Oceniać będziemy także frekwencję oraz aktywność w trakcie zajęć. Maksymalny koszt kursu to do 45,-zł/ uczestnika, zależny od liczby kandydatów.
Zajęcia będą się odbywać w lokalu PTTK, lub przy dużej liczbie kandydatów, w innych miejscach.
Zgłoszenia prosimy przesyłać mailowo na adres siarek10@op.pl lub tel. do Macieja Siarkiewicza pod nr 509-209-097.
Tu znajdziesz terminy spotkań kursu, a tu zasady jego zaliczania.
Maciej Siarkiewicz
Leszek Miller o Lenino
„Droga spod Lenino była najkrótsza, lecz równie trudna jak inne. A może nawet trudniejsza, bo szczególne były wyzwania i dylematy, przed którymi postawiła Kościuszkowców historia. I tak jak inne drogi do Polski wolnej i niepodległej wymagała ofiar i poświęcenia, siły woli i męstwa. Kościuszkowcy stali się symbolem polskiej obecności na froncie wschodnim; otworzyli drogę do rodzinnego kraju innym swoim rodakom z posiołków Kazachstanu, syberyjskiej Tajgi, lodowatej Północy, Dalekiego Wschodu. Wszystkim, o których pisał poeta, a za nim śpiewali żołnierze, co ‘spoza gór i rzek wyszli na brzeg’” – Leszek Miller, Premier RP, fragment wystąpienia z 12.10.2003 na uroczystościach z okazji 60. rocznicy Bitwy pod Lenino.
Jak Ciekawie Mówić o Historii?
W sobotę 16.10.2004 harcerze naszego Hufca uczestniczyli w warsztatach historycznych zorganizowanych przez Marysię Mikulską pod hasłem „Jak ciekawie mówić o historii?”.
Warsztaty były przeznaczone głównie dla drużynowych i przybocznych i miały być pomocą przy przygotowywaniu zajęć historycznych dla harcerzy.
Pierwszą część zajęć prowadziła Agnieszka Odrobińska z hufca Warszawa Ursynów. Celem jej zajęć było uświadomienie drużynowym i przybocznym, ze istnieją różne formy opowiadania o historii na zbiórkach, nie tylko gawędy i kominki.
Agnieszka wysłała nas na dwór w celu wykonania odpowiednich zadań. Moja grupa miała rozwiązać krzyżówkę, odczytać rysunek, ułożyć rebus i piosenkę oczywiście wszystko było związane z historią ZHP. Na podsumowanie tej części zajęć udaliśmy się na Skwer Szarych Szeregów, gdzie uczciliśmy pamięć harcerzy z Szarych Szeregów.

Następne zajęcia prowadził Adam Zawadzki. Ta część była poświęcona pracy z Bohaterem Drużyny. Jej celem było zapoznanie kadry drużyn z tym, jak zdobywać bohatera drużyny oraz jakie możliwości daje nam praca śródroczna i obozowa kiedy dobierzemy dobrego bohatera dla naszej drużyny. Musieliśmy wcielić się w różne postacie historyczne i przedstawić ich biografie przed innymi tak aby zgadli kto to jest. Szło nam to bardzo sprawnie szczególnie Dąbrosowi, który miał się wcielić w posłankę Renatę Beger… Najtrudniej było z moją postacią, ponieważ byłam Buddą, a jak każdy wie rysować nie umiem więc trudno im było zgadnąć. Marysia przyniosła hełm rycerski, który był wykorzystany do przedstawienia. Wszyscy chcieli go przymierzyć, ale zmieścił się tylko na tych, którzy mają małe główki (czyli np. ja).

Kolejne zajęcia i ostatnie w pierwszej części warsztatów poprowadził dh. Michał Łabudzki. Jego zadaniem było przedstawienie kadrze drużyn jakie możliwości budowy „klimatu” drużyny daje dobra praca z obrzędowością, która odnosi się do historii. Musieliśmy mu zaufać i z zamkniętymi oczami wziąć przedmiot który nam podał do rąk. My mu zaufaliśmy a on dał nam… cebulę. Kojarzyła się ona każdemu inaczej, ale dla wszystkich miała taki sam – niezbyt przyjemny – zapach. Patrząc na cebulę (a niektórzy obierając ją ) zastanawialiśmy się jakie zmysły uwalniamy podczas historycznej zbiórki. Zadaniem grup było przedstawienie urywka takiej zbiórki w 5 min.

Te zajęcia zakończyły się o 16.00 (planowane było 15.30, ale tak fajnie się słucha dh. Michała , że straciliśmy poczucie czasu) a razem z nimi pierwsza część warsztatów. Wszyscy się rozeszli, aby o 18.30 znów się spotkać w Hufcu na części drugiej.
Wtedy miała miejsce dyskusja prowadzona przez Mirka Grodzkiego na temat przyczyn braku pracy z Bohaterem naszego hufca. Jej efektem było zaakcentowanie korzyści, jakie płyną z pracy z Bohaterem, poznanie opinii drużynowych i przybocznych na ten temat oraz przedyskutowanie propozycji poprawy sytuacji.
Podczas burzy mózgów ustalaliśmy jakie kryteria powinien spełniać Bohater hufca , aby łatwo było z nim pracować i był wartościowym elementem pracy programowe.
Mirek przedstawił nam w dużym skrócie jakie są aktualnie prowadzone w hufcu działania dotyczące Bohatera hufca i zaprosił wszystkich chętnych do pracy w zespole ds. Bohatera hufca. Okazało się też, że mamy zadziwiająco mało informacji o naszym Bohaterze. Uzupełnienie tych braków było najważniejszym postulałem do komendy hufca od drużynowych.
Zajęcia trwały do 21.35.
Potem – w ramach rozrywki – część z nas udała się na wieczór filmowy do harcówki 33DH. Niektórzy niestety musieli już iść do domu.
Warsztaty pogłębiły naszą wiedze harcerską, pokazały jak można ciekawie pracować na zbiórkach z historią i przybliżyły nam Bohatera hufca. Dziękujemy Marysi za zorganizowanie tak pasjonujących warsztatów a prowadzącym za ich poprowadzenie.
Gacek (Daria Kłos), 77ODHS
P.S. Ramowy plan warsztatów znajdziecie w tym pliku.
KH 12/10/2004
(Wszystkie zawarte tu informacje mają charakter nieoficjalny i do czasu ich potwierdzenia przez protokół z posiedzenia komendy stanowią tylko i wyłącznie przybliżenie tego, co się na komendzie stało. Howgh.)
Wczoraj (12 października 2004) odbyła się zbiórka Komendy Hufca. Plan zakładał, że zajmiemy się następującymi rzeczami:
1. Bohater Hufca
2. Obecny stan jednostek hufca
3. Święto Wszystkich Świętych
4. Akcja Znicz
5. Dzień Niepodległości
6. Betlejemskie Światło Pokoju
7. Budżet Miasta Otwocka i Józefowa oraz budżet Starostwa
Oto, co uradziliśmy:
Z zaległych rzeczy:
01. Przyjęliśmy regulamin udostępniania sprzętu kwatermistrzowskiego drużynom. Do propozycji przygotowanej przez grupę kwatermistrzowską zgłosiliśmy punkt o powoływaniu przez komendanta hufca komisji w sprawach spornych.
Potrzeba powstania takiego regulaminu wynika z tego, że nie mamy środków na remont sprzętu i musimy wspólnie bardziej o niego zadbać.
02. Namiestnicy wędrowniczy i starszoharcerski przygotowali projekty kategoryzacji drużyn w ramach swoich pionów. Komendant hufca przygotował projekt kodeksu drużynowych.
W związku z tym, że nie udało się przedyskutować kategoryzacji i kodeksu w czasie KH, postanowiliśmy przedyskutować przedstawione rozwiązania do najbliższej komendy, gdzie zatwierdzimy zasady kategoryzacji i przyjmiemy do realizacji kodeks.
1. Bohater Hufca
Szef zespołu ds. Bohatera Hufca (Mirek Grodzki) przedstawił sprawozdanie z działalności zespołu za okres IV – VIII 2004 i poprosił o przyjęcie tego sprawozdania przez Komendę Hufca. Nie wszyscy członkowie KH dostali je wystarczająco wcześnie, żeby się z nim zapoznać i dyskutowano, dyskutowano, dyskutowano, dyskutowano, dyskutowano, dyskutowano, dyskutowano, dyskutowano, dyskutowano co w związku z tym zrobić. Uradzono w końcu, że szef zespołu zbierze wnioski z poprawkami do tego sprawozdania drogą elektroniczną do 18/10/2004, a po ich zebraniu przeprowadzi glosowanie nad zgłoszonymi poprawkami i dokumentem końcowym do 22/10/2004.
(dokument i decyzja KH jest na tej stronie)
Ten temat zajął nam 90% czasu spotkania KH.
Tego dnia była 61 rocznica Bitwy pod Lenino – chrztu bojowego 1 Praskiego Pułku Piechoty, Bohatera Hufca
2. Obecny stan jednostek hufca
Komendant hufca (Tomek Grodzki) poprosił namiestników o to, żeby przygotowali informację czy jednostki w ich pionach spełniają warunki określone w instrukcji o funkcjonowaniu drużyny/gromady.
3. Święto Wszystkich Świętych
Ustalono, że potrzebna jest jedna osoba do koordynowania wart honorowych w czasie święta Wszystkich Świętych.
4. Akcja Znicz
Komendant hufca zwrócił uwagę namiestnikom, żeby w ramach swoich pionów przypomnieli drużynowym o tym, że zanim zaczną działać w ramach akcji znicz muszą wystąpić do komendanta hufca o zgodę na takie działanie.
Dopiero po uzyskaniu takiej zgody można działać.
Pamiętać należy o prawidłowym rozliczeniu akcji zarobkowej.
W tym roku harcówka na dole nie będzie mogła pełnić roli magazynu na znicze.
Jeżeli taka konieczność się pojawi namiestnicy powinni zgłosić to komendantowi hufca.
5. Dzień Niepodległości
Zgodziliśmy się, że powinniśmy wziąć udział w Święcie Niepodległości. Nie mieliśmy pomysłu na formułę tego uczestnictwa. Michał Łabudzki zgłosił propozycję, że można by zaproponować zorganizowanie tego udziału KSI. Komendant hufca zadeklarował, że zapyta szefową KSI (Magda Grodzka) czy można tak zrobić.
MŁ Łabudzki zwrócił uwagę, że ten sam problem będzie przy okazji święta Konstytucji 3 Maja.
6. Betlejemskie Światło Pokoju
Druhna Agnieszka Fedorowicz została przez komendę hufca upełnomocniona do podjęcia działań, aby się BSP w tym roku odbyło w co najmniej takiej formie jak w latach ubiegłych.
7. Budżet Miasta Otwocka i Józefowa oraz budżet Starostwa
Komendant hufca przypomniał, ze prosił o przesyłanie wniosków i wyznaczył graniczny termin do dnia 13.10.2004 – dwa dni później wniosek musi zostać złożony w urzędach.
Dodatkowo:
91. Komendant hufca przypomniał namiestnikom o konieczności zawnioskowania do niego o zaliczeniu służby instruktorskiej przez instruktorów pieniących funkcje instruktorskie w ramach namiestnictw.
92. Komendant hufca zaproponował, żeby szefowie zespołów przygotowywali na spotkania KH informacje o działaniach podjętych przez zespoły w czasie między spotkaniami KH. Od tego punktu będziemy zawsze zaczynali.
93. Do komendanta hufca wpłynęło podanie od jednego z rodziców o zwrot części odpłatności za obóz jednej z harcerek w związku z wcześniejszym wyjazdem z obozu ze względu na stan zdrowia. Zadecydowano, że zwrócona będzie stawka żywieniowa za niewykorzystany pobyt.
94. Zatwierdzono arkusz oceny hufca przygotowany przez komendanta hufca.
MG
Bitwa pod Lenino
Wczoraj (12/10/2004) była ważna data dla naszego Hufca. Otóż 61 lat temu – od Bitwy pod Lenino – zaczął się szlak bojowy 1 Praskiego Pułku Piechoty – Bohatera Naszego Hufca.
W związku z tym (w zwłaszczsa w związku z prowadzonymi pracami zmierzającymi do lepszego poznania Bohatera Hufca) zaczynamy cykl publikacji na jego temat.
W pierwszym odcinku zapoznam Was z przebiegiem tej bitwy, rolą jaką odegrał w niej 1 PPP i… rolą jaką odegrała bitwa w historii pułku.
Tak więc rozsiądźcie się wygodnie przed komputerami i posłuchajcie…
Bitwa pod Lenino była po wojnie przedstawiana jako jedno z naszych największych zwycięstw, a dzień 12 października ustanowiono Dniem Wojska Polskiego.
Czy tak było naprawdę?
1 Dywizja Piechoty opuściła miejsce swojego formowania 1 września 1943 roku. Żołnierze nie byli jeszcze należycie przygotowani do udziału w działaniach bojowych. Nie byli jeszcze w pełni wyszkolonym wojskiem, przede wszystkim nie byli jednak jeszcze przygotowani psychicznie do udziału w tak ciężkim boju jakim miał być ich chrzest bojowy. Zabrakło zwłaszcza czasu na zgranie pododdziałów i wdrożenie nowej koncepcji przemywania linii obronnych przeciwnika.
Stalinowi się spieszyło. Wojska radzieckie zbliżały się do dawnej granicy Rzeczypospolitej i rozpoczęły się przygotowania do konferencji w Teheranie. Tam miały zapaść wspólne decyzje o urządzeniu Europy i Świata po pokonaniu Niemiec. Zatem należało wprowadzić na szachownicę dziejów „ludowe” wojsko polskie, którego udział w wyzwalaniu polskich terenów u boku Armii Czerwonej uzasadniał by zainstalowanie w Polsce nowej, „ludowej” władzy. Konkurencyjnej wobec legalnego Rządu RP w Londynie, któremu podlegali żołnierze Andersa za zachodzie i AK w okupowanej Polsce. Zatem 1 PPP wykorzystany został w tej bitwie militarnie przeciwko Niemcom, ale politycznie przeciwko swoim rodakom w innych mundurach i na innych frontach.
Przerwane szkolenie kontynuowano w miejscu kolejnego postoju, w rejonie Wiaźmy. Kolejny rozkaz przyszedł 23 września. Tym razem był to rozkaz dotarcie w bezpośrednią bliskość frontu. W ciągu tygodnia żołnierze pokonali ok. 250 km. Pieszo oczywiście.
Dywizja kościuszkowska podporządkowana została dowódcy 33. armii czerwonej, gen. płk. Wasilijowi Gordowowi, którego zadaniem było przełamanie obrony niemieckiego XXXIX korpusu pancernego na 5 kilometrowym odcinku pomiędzy miejscowościami Sukino i Romanowo, następnie wyjście nad Dniepr, uchwycenie przeprawę i opanowanie przeciwległego brzeg na południe od Orszy. 1. DP miała nacierać w pierwszym rzucie 33. armii z zadaniem przełamania obrony niemieckiej na 2 kilometrowym odcinku pomiędzy miejscowością Połzuchy a wzgórzem 215,5, opanować rubież rzeki Pniewki po czym kontynuować natarcie na miejscowości Łosiewek i Czuriłowę. Prawym sąsiadem polskiej dywizji miała być 42. DP 33. armii czerwonej, zaś z lewej 290. DP 33. armii czerwonej.
Teren na którym miała walczyć 1. DP nie sprzyjał natarciu. Był pofałdowany niewielkimi pagórkami i wzniesieniami, pocięty licznymi, dosyć głębokimi jarami i strumieniami. Lasów prawie nie było, jedynie większe kępy zarośli. Przed podstawą wyjściową do natarciu dywizji rozpościerała się szeroka, ok. 600 metrowa dolina, środkiem której płynęła niewielka rzeka Miereja o szerokości do 5 metrów i głębokości do 2 metrów. Jednakże jej dno było muliste, brzegi wprawdzie płaskie ale o podmokłym, bagiennym podłożu. Cała dolina rzeki Mierei była miękkim torfowiskiem. Zachodnia strona doliny, na której znajdowały się wojska niemieckie, górowała nad wschodnią, w niektórych miejscach wznosząc się stromo, niekiedy nawet do 30 metrów ponad poziom rzeki. Umiejętne rozmieszczenie środków ogniowych na tych stanowiskach umożliwiało Niemcom zorganizowanie silnej zapory ogniowej.
Teren działania nie ułatwiał zadania. Najtrudniejszą przeszkodą była rzeka Miereja z jej bagnistą doliną. O ile piechota była w stanie pokonać ją bez większych trudności to dla czołgów, artylerii i ciężkich pojazdów było to już zadaniem skomplikowanym. Czynnikiem sprzyjającym nacierającym wojskom były warunki atmosferyczne, długie październikowe noce i poranne mgły, ułatwiające skryte przegrupowywanie wojsk i zaopatrywanie oddziałów.
Zawczasu przygotowana obrona niemiecka opierała się na dobrze rozbudowanym i urzutowanym w głąb systemie transzei i rowów łączących. Pomiędzy transzejami znajdowały się schrony dla żołnierzy oraz stanowiska ogniowe dla moździerzy i dział do strzelania ogniem na wprost.
Większość żołnierzy polskich nie miała za sobą żadnego doświadczenia bojowego. Również dla dowódcy dywizji, gen. Zygmunta Berlinga, było to nowe doświadczenie, bowiem nie uczestniczył on w walkach na froncie, nie dowodził też wcześniej związkiem taktycznym.
1. DP zajęła pozycje wyjściowe do ataku w nocy z 9 na 10 października. Dywizja ugrupowana miała być w dwa rzuty, pułki pierwszorzutowe ugrupowane batalionami w trzech rzutach, każdy pułk piechoty otrzymać miał po jednej kompanii czołgów. W pierwszym rzucie na prawym skrzydle nacierać miał 2. pp. (dowódca ppłk Gwidon Czerwiński), na lewym zaś 1. pp. (dowódca ppłk Franciszek Derks), natomiast 3. pp. (dowódca ppłk Tadeusz Piotrowski) stanowić miał drugi rzut z zadaniem posuwania się za 2. pp. Plan był zbyt długo wypracowywany co sprawiło, iż dowódcy pułków mieli bardzo mało czasu na przygotowanie i organizację natarcia.
Na krótko przed bitwą kilku (według źródeł radzieckich 25) żołnierzy 1. DP przeszło na stronę niemiecką. Przekazali oni Niemcom informację o planowanym ataku radzieckim oraz wskazali im miejsce postoju sztabu 33. armii. Miejsce to w przeddzień bitwy zostało zbombardowane przez lotnictwo przeciwnika. Niemcy dowiedzieli się też, iż w ataku weźmie udział polska dywizja, w związku z czym, wieczorem 11 października, po zapadnięciu zmierzchu, niemieckie służby propagandowe rozpoczęły nadawanie przez megafony audycji w języku polskim. Nadali melodię Mazurka Dąbrowskiego, a także nawoływali żołnierzy polskich do rozprawienia się z radzieckimi komisarzami politycznymi, Żydami i komunistami oraz do przejścia na stronę wojsk niemieckich. Audycję uciszyły polskie moździerze.
12 października rano o godzinie 9.20 salwa artyleryjska rozpoczęła przygotowanie natarcie. Przygotowanie artyleryjskie wedle wcześniejszych ustaleń miało trwać 100 minut, tymczasem jednak skrócone zostało do jednej godziny. Nim artyleria przeszła do wsparcia piechoty, a ta osiągnęła gotowość do uderzenia, minęło 30 minut, co dało Niemcom czas na odtworzenie naruszonego wcześniej systemu dowodzenia i na uporządkowanie własnych szeregów.


O 10.30 pierwsze rzuty 1 i 2 pułków piechoty, żegnane przez księdza Franciszka Wilka, rozpoczęły natarcie, sforsowały Miereję i łamiąc silny opór niemiecki śmiało ruszyły do przodu. Atak piechoty był imponujący. Wyrównane tyraliery obu pierwszorzutowych batalionów zdecydowanie ruszyły na nieprzyjacielskie okopy i transzeje. W pierwszej chwili obrona niemiecka nie była w stanie zatrzymać zdecydowanego polskiego ataku. Po opanowaniu pierwszej transzei kościuszkowcy podeszli pod drugą, zdobywając ją w walce wręcz. Ci spośród niemieckich żołnierzy, którzy nie zdołali uciec z pierwszej transzei, dostali się do niewoli.
Skrócenie artyleryjskiego przygotowania natarcia i przyspieszenie ataku piechoty zupełnie zniweczyło opracowany przed bitwą plan walki dywizji. Nie doszło do zniszczenia nieprzyjacielskich gniazd oporu. Po ataku piechoty artyleria miała ponownie rozpocząć nawałę ogniową, koncentrując ogień w natarciu w taki sposób, aby tworzył on przed poruszającą się piechotą wał ogniowy, stanowiący dla niej swego rodzaju tarczę, za którą może się przemieszczać w ataku. Ten sposób natarcia ćwiczono w trakcie szkolenia bojowego pod Wiaźmą. Jednak przebieg działań pod Lenino przekreślił teoretyczny schemat szkoleniowy, okazało się bowiem, że artyleria nie zapewniła piechocie odpowiednich warunków w prowadzeniu natarcia. Nie zniszczyła niemieckich środków ogniowych, nie obezwładniła ich w dostatecznym stopniu, w ogóle nie stworzyła przed piechotą wału ogniowego. Również czołgi nie były w stanie odegrać takiej roli, jaką planowano przed bitwą. Teren był dla nich za grząski i saperzy musieli wcześniej przygotować specjalne przeprawy. Z powodu nieprawidłowego oznaczenia w czasie bitwy czołgi szukały ich przez 3 godziny.
Po uchwyceniu przez piechotę pierwszej transzei nieprzyjaciela artyleria armijna, nie powiadomiona na czas o skróceniu artyleryjskiego przygotowania natarcia, dalej prowadziła ogień zgodnie z wcześniejszym planem. W wyniku tego zamieszania jedna z salw radzieckiej artylerii rakietowej spadła na piechotę 1. pułku dokładnie w chwili, gdy ta atakowała drugą transzeję niemiecką. W wyniku tego bałaganu piechota 1. pułku doznała znacznych strat, zaś impet ataku został wyhamowany.
Kiedy oszołomienie silnym atakiem polskim minęło, Niemcy skoncentrowali swe siły i uaktywnili działania obronne. Wzmógł się ogień ich artylerii i moździerzy. Równocześnie ze słabnącym ogniem własnej artylerii odżyły punkty ogniowe przeciwnika. Zatrzymane silnym ogniem z broni maszynowej czołowe kompanie 1. pułku piechoty zaczęły się wycofywać. W tym samym czasie przechodzące właśnie przez Miereję jednostki drugorzutowe dostały się pod silny ogień zaporowy. W momencie, kiedy usiłowały się spod niego wydostać doszło do ich zderzenia z wycofującym się pierwszym rzutem. Nastąpiło fatalne w skutkach przemieszanie się pododdziałów, utrata łączności z jednostkami i totalny bałagan. Zawiodło zatem nie tylko współdziałanie polskiej piechoty czołgami, ale i z artylerią, pod ogniem której ginęło własne wojsko.
Od wieczora nad nacierającymi żołnierzami krążyły niemieckie samoloty, bombardując i ostrzeliwując z broni pokładowej atakujących. W pasie natarcia 1 dywizji piechoty znalazło się 178 z 214 (83%) samolotów wysłanych w czasie bitwy przeciwko wojskom polskim i sowieckim przez Niemców. Samoloty po wykonaniu lotu wracały na lotniska, tankowały paliwo, ładowały amunicję i leciały kolejny raz. Szacuje się, że wykonały łącznie ok. 1000 lotów nad głowami polskich żołnierzy. W powietrzu miały pełną swobodę działania, bo z pozycji radzieckich nie wystartował ani jeden samolot.
Po zażartej walce 1 pułk piechoty został wyparty ze wsi Trigubowo. Wskutek znacznych strat wśród oficerów, w pułku wystąpiły oznaki dezorganizacji dowodzenia. Przemieszane bataliony zaczęły wycofywać się na zachodnie stoki wzg. 215,5. Tę niezwykle trudną sytuację opanował zastępca dowódcy dywizji do spraw liniowych płk Boleslaw Kieniewicz, który zdołał powstrzymać wycofujące się oddziały i zorganizować ich opór na południowo – wschodnich stokach wzg. 215,5, dzięki czemu udało się złamać uderzenia nieprzyjaciela.
Bardzo szybko skończyła się amunicja 1. pp., dlatego też gen. Berling zmuszony był wycofać go z pierwszego rzutu. Dowódca tego pułku, ppłk Franciszek Derks w ogóle zniknął, odnajdując się dopiero po bitwie w sztabie 33. armii czarwonej.
Mimo strat, jakie dywizja poniosła 12 października i podczas walk nocnych, gen, Gordow nakazał wznowienie natarcia w całym pasie 33. armii 13 października o 8.00 rano. Gęsta mgła utrudniała prowadzenie ognia artylerii. Wobec biernej postawy sąsiednich dywizji radzieckich praktycznie tylko kościuszkowcy przystąpili do działań zaczepnych. Tylko żołnierzom 2. pułku piechoty udało się wyprzeć Niemców ze wsi Połzuchy, jednak i ten teren został wkrótce utracony. W tej sytuacji w godzinach popołudniowych dywizja polska, po utracie jakichkolwiek możliwości działań zaczepnych, zmuszona była przejść do obrony.
W nocy z 13 na 14 października 1. dywizja została zluzowana przez radziecką 164. dywizję i wycofana do drugiego rzutu 33. armii, przez pewien czas kontynuującej jeszcze natarcie, jednak bez większego powodzenia, po czym całością sił przeszła do obrony zajmowanego terenu. Odcinek frontu, na którym walczyła 1. DP, pozostał „martwy” aż do czerwca 1944 roku.
Straty dywizji kościuszkowskiej poniesione w dwudniowej bitwie pod Lenino były bardzo duże. Z jej szeregów ubyło ponad 3 tysiące żołnierzy, z czego 510 poległych, 1776 rannych, ponad 650 zaginęło bez wieści, 116 dostało się natomiast do niemieckiej niewoli. Straty własne dywizji kościuszkowskiej wyniosły blisko 24% stanu osobowego i procentowo przewyższały straty 2 Korpusu Polskiego poniesione w walkach o Monte Cassino.
Nie sprawdziły się zapewnienia gen. Gordowa o zmiażdżeniu obrony niemieckiej potężnym ogniem prowadzonym w ramach przygotowania artyleryjskiego. Całkowicie bezpodstawne okazały się oczekiwania, że przeciwnik pod wpływem nawały artyleryjskiej wycofa się z zajmowanych pozycji obronnych. Twardy opór żołnierzy niemieckich zaskoczył kościuszkowców. Silny ogień niemiecki spowodował jednakże u części polskich piechurów panikę, która sprawiła, iż niektórzy z nich porzucili szyk bojowy, chowając się w wąwozach przed atakującym lotnictwem nieprzyjaciela.
Piechota polska odpierała kontrataki niemieckie często w walce wręcz. Bez odpowiedniego wsparcia czołgów i artylerii nie mogła niestety odnieść sukcesu. Nie było również należytego współdziałania pułków pierwszorzutowych. Do dużych strat w szeregach polskich przyczyniła się także – niestety – zbytnia, niekiedy wręcz zupełnie bezmyślna, brawura. Dowodem tego jest najbardziej znane zdjęcie z bitwy pokazuje żołnierzy polskich nie kryjących się przed ogniem, ale idących wyprostowanych tyralierą i strzelających z marszu.
Po bitwie dowódca 1. DP, gen. Zygmunt Berling pod adresem własnego sztabu skierował zarzut słabej organizacji jego pracy, brak należytego współdziałania sztabów pułków. Wytykał braki w systemie zaopatrywania i działalności służby medycznej.
Nie bez winy jest również dowódca 33. armii, gen. Gordow. Jednym z głównych zarzutów pod jego adresem jest wymuszenie na Berlingu przeprowadzenie niepotrzebnego rozpoznania walką oraz fatalne wykonanie artyleryjskiego przygotowania natarcia. Decyzja o jego skróceniu w znacznej mierze zaważyła później na przebiegu działań bojowych. Za błędy sowieckiego generała żołnierze polscy ponieśli krwawą ofiarę.
Oceniając bitwę pod Lenino z wojskowego punktu widzenia trzeba podkreślić, iż 1. DP, nacierając z wielkim animuszem, związała znaczną część sił nieprzyjaciela przed swoim frontem, zadając mu przy tym dotkliwe straty. Przełamała pierwszą linię niemieckiej obrony, stwarzając warunki dla wprowadzenia radzieckiego 5. korpusu zmechanizowanego. Wysiłek kościuszkowców nie został jednak należycie wyzyskany i tym samym nie przerodził się w sukces operacyjny. Działania ofensywne 1. DP nie zostały powiązane z natarciem całości sił 33. armii gen. Gordowa i armii sąsiednich. Działając samodzielnie dywizja polska nie była w stanie przełamać obrony niemieckiej i wyjść nad Dniepr.
Większe znaczenie miał natomiast aspekt polityczny udziału polskiej dywizji w bitwie pod Lenino. Pierwsza walka kościuszkowców i poniesione przez nią poważne straty spowodowały znaczny rozgłos, umiejętnie zresztą wykorzystany przez Stalina w trakcie rozmów, jakie prowadził on w listopadzie 1943 roku z sojusznikami anglosaskimi w Teheranie. Udział Polaków w bitwie pod Lenino dał Stalinowi silny argument wzmacniający pozycję komunistów polskich w Związku Radzieckim, konkurującej z polskim rządem w Londynie i osłabiający rolę tego rządu w oczach polityków brytyjskich i amerykańskich. Przywódca ZSRR mógł teraz przedstawić Amerykanom i Brytyjczykom Związek Patriotów Polskich, jako polską reprezentację polityczną, dysponującą liczącą się siłą wojskową.
W ciągu niespełna trzech dni polskie jednostki straciły pod Lenino 3054 żołnierzy, w tym 168 oficerów, 633 podoficerów i 2253 szeregowych. Straty te stanowiły 23, 7 procent stanu wyjściowego przed bitwą. Dopiero władze III Rzeczypospolitej w 1998 roku, 55 lat po bitwie, urządziły poległym w tej bitwie Polakom cmentarz wojenny.
Oficjalne dane, uchodzące dotąd za informacje zweryfikowane, pomniejszały rozmiar klęski: mówiono o 510 poległych i zmarłych od ran, 1776 rannych i 768 zaginionych bez wieści. Byli w tej liczbie Polacy wzięci do niewoli, rzadko i w zawoalowanej formie mówiono odezerterach. Niemcy podawali, że w czasie bitwy pod Lenino wzięli do niewoli 600 polskich żołnierzy. Opublikowana imienna lista obejmowała tylko ok. 250 zbiegów z polskiego wojska. Część z nich była ranna i w ekstremalnych warunkach niewoli mogła deklarować, że dobrowolnie się poddała.
Duża część polskich żołnierzy pochodziła z polskich kresów. Jeszcze przed bitwą pod Lenino wszyscy wiedzieli, że nie wrócą do chałup na kresach, które miały po wojnie pozostać w rękach radzieckich.
Za męstwo wykazane w bitwie dowódca 1 korpusu nadał żołnierzom 1 Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki 247 odznaczeń bojowych a Rada Najwyższa ZSRR odznaczyła 239 żołnierzy.
Stenogram z narady dowództwa 1 Dywizji Piechoty z dowódcami jednostek i oficerami liniowymi, poświęconej działaniom dywizji w bitwie pod Lenino.
Generał [Berling]:
Uczcijmy chwilą milczenia pamięć poległych.
[Wszyscy wstają]
No, siadamy.
Akcja bojowa, którą dywizja wykonała w ciągu 12 i 13 października, dała szereg cennych doświadczeń, za które drogośmy zapłacili. Było wiele przyczyn od nas niezależnych, które spowodowały ten stan rzeczy, ale w nas samych, w dywizji, było źródło szeregu błędów, których gdyby nie było, straty byłyby mniejsze.
1.Dywizja zadanie przerwania frontu wykonała. Front został przerwany, dywizja wysunęła się naprzód, podchodząc pod Trygubową z jednej, pod Połzuchy – z drugiej strony.
Wysunąwszy się naprzód, wobec nieruszenia się sąsiada, znalazła się w worku, ale (nieprzyjaciela) z powrotem nie wpuściła.
2.1 pp wyszedł, zgodnie z rozkazem, do natarcia i posuwał się bardzo pięknie aż do Trygubowej. Miejscowość Trygubowa była poza naszym pasem działania, ale wobec
nieruszenia się sąsiada 1pp znalazł się pod ogniem flankowym i dalej poruszać się nie mógł. Wtedy kazałem Trygubową brać. Wieś została wzięta przez 1 pp, który wyszedł pod ogniem flankowym (nieprzyjaciela) zajmującego wzgórze na południe od Trygubowej. (Nieprzyjaciel) przeszedł do przeciwnatarcia i wyrzucił nas z Trygubowej.
Od strony Puniszcze poszły działa opancerzone i czołgi (nieprzyjaciela). Od tego czasu zaczął się w pułku zasadniczy nieporządek. Gdzie przyczyna tego!
Pułk miał rozkaz nacierać w trzech rzutach. Nie wiadomo dlaczego, doszedłszy do Trygubowej, pułk miał trzy ba(talio)ony w jednym rzucie. Rzuty się wdarły – drugi rzut w pierwszy, a potem trzeci w drugi.
Dowodzenie zostało zdezorganizowane. Dowódca 1 pp [ppłk Franciszek Derks] stracił kierownictwo pułkiem i to, co się tam działo później, miało wszelkie cechy paniki.
Po wieczornym meldunku Kieniewicza [płk Bolesław Kieniewicz był zastępcą dowódcy 1 Dywizji Piechoty do spraw liniowych], że jest bardzo źle, zdecydowałem się wprowadzić do akcji drugi rzut dywizji.
Dowódca 1 pp opuścił pułk, znalazł się sam w Połzuchach [sztab 33 armii czerownej] i zameldował, że pułk został rozbity, że go nie ma. Kazałem mu wrócić i objąć dowództwo nad resztkami pułku.
Jak widać, dowódca pułku stracił panowanie nad pułkiem od samego początku i nie panował już nad ba(talio)onami, a gdy (nieprzyjaciel) przeszedł do przeciwnatarcia, on nie miał już w ręku środków, aby przeciwdziałać temu co się stało – katastrofie 1 pp.
Jedyny człowiek, który miał tam głowę k karku, to był Hübner [chodzi o kpt. Juliusza Hübnera – zastępcę dowódcy 1 pp do spraw politycznowychowawczych].
Gdyby nie płk Bewziuk [płk Wojciech Bewziuk był dowódcą artylerii 1 Dywizji Piechoty] ze swoją brygadą artylerii, to by się stało nie wiadomo co.
Utracenie zdolności kierowania walką, dopuszczenie do paniki i dezorganizacji, wreszcie opuszczenie pułku – oto rachunek ppłka Derksa. Przy tej artylerii, którą 1 pp miał w ręku i która mogła mu pomóc, ta klęska była niepotrzebna.
Na prawym skrzydle walka o Połzuchy była tak samo trudna, bo sąsiad zawiódł. Niemcy prowadzili ogień karabinów maszynowych ze wzgórza 207. Czerwiński [ppłk Gwidon Czerwiński – dowódca 2 pp] nie stracił panowania nad sobą, ale stracił panowanie nad ba(tali)onami. Rzuty się zlały. 2 pp wszedł do Połzuchów i prowadził tam walkę. Czerwiński powziął słuszną decyzję obchodzenia Połzuchów wąwozem. Słuszna decyzja, ale niestety, ba(tali)ony 2 i 3 wlazły w pierwszy rzut i poszły do walki niekierowane, bez zadania. Część ich doszła do Puniszcze i tu zostało 1000 ludzi.
Zajęli Puniszcze i zostali tam bez żadnej pomocy. Tego się domyślam, bo danych nie mam. Straty stąd, że nie okazano im pomocy we właściwym czasie. Dowódca pułku panował tylko nad tą częścią pułku, którą miał koło siebie, a resztą nie kierował. Wy, pułkowniku (do płk. Czerwińskiego) użyliście tych ba(talio)onów nie tak, jak wyście chcieli, ale tak, jak one chciały.
Ba(talio)ony drugiego i trzeciego rzutu bez rozkazu poszły naprzód. To bardzo ładnie. Dowódca armii gratulował mi tego o godzinie 13.00. Ale cóż stąd? Tysiąc ludzi zostało. Skutek ten, że o jakiejś 19.00 zaczęła się panika. Przywieziono meldunek, że pod Lenino katastrofa i Niemcy wdzierają się pod Mojsiejewo. Powiedziałem: Zastrzelić jednego sukinsyna z tych meldujących,
a Niemcy zginą. Tak się też stało. Jeżeli kierowanie walką nie stało na poziomie zadania, to kierownictwo jest odpowiedzialne za straty. Ale to nie zwalnia od odpowiedzialności dowódców, którzy mieli w ręku dosyć ciężkiego sprzętu, aby sobie poradzić (…)

Uroczystośći 60. rocznicy Bitwy pod Lenino
Wykorzystano:
1. Materiały Departamentu Wychowania i Promocji Obronności Ministerstwa Obrony Narodowej (obszerne fragmenty).
2. Mikołaj Kał „Lenino — Październik 1943”, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Warszawa 1996.
3. „Klęska pod Lenino”, AKA, „Rzeczpospolita”, Nr 238, 11.10.03
4. „Bitwa pod Lenino”, Mieczysław Szczeciński, kwartalnik Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Kanadzie, numer 4/144 z października 1997.
5. „Wojna wyzwoleńcza Narodu Polskiego w latach 1939-45”, Ministerstwo Obrony Narodowej, Warszawa 1966.
6. „Pociąg do przeszłości”, Anna Dąbrowska, „Polska Zbrojna”, nr 43.
7. „Rocznica bitwy pod Lenino”, „Nad Sołą i Koszarawą”, nr 21 (52) 1.11.2000
8. „Kombatant”, nr 10/2003, Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.
W następnych odcinkach:
Skąd Polacy wzięli się w Sielcach i pod Lenino?
Kim był Zygmunt Berling – dowódca 1 DP?
Jaki był udział oficerów radzieckich w dowodzeniu 1 DP?
Mistrz niemieckiej defensywy – generał Wehrmahtu Gotthard Heinrici
Krwawe walki o warszawską Pragę
Jak Kościuszkowcy pomogli Powstaniu Warszawskiemu?
Walki o Wał Pomorski
Zdobycie Berlina
Powojenna historia 1 PPP
MG
Na tropie skarbu Kapitana „Kartofelka”
Odnaleźliśmy skarb. Nie było łatwo, ale udało się. Na dodatek, był pyszny! Wiemy już, czemu Kapitan „Kartofelek” go ukrył.
Chcecie wiedzieć jak nam się udało i co musieliśmy zrobić? Posłuchajcie…
Otrzymaliśmy zaproszenia od kapitana na Święto Pieczonego Ziemniaka. Spotkaliśmy się pod ośrodkiem „Jędruś” w Michalinie. Nikt dokładnie nie wiedział, o co chodzi. Po krótkim powitaniu poznaliśmy bardzo starą i zapomnianą legendę o straszliwym piracie i jego załodze – postrachu wszystkich mórz. Ów kapitan miał twarz (a szczególnie nos) jak ziemniak, jego ulubionym daniem były pieczone kartofle, a drogę ze skarbu zawsze zaznaczał ziemniakami. Stąd nazwano kapitanem „Kartofelkiem”. Ludzie się bali, ale nie potrafili ich pokonać.
Pewnego dnia poproszony o pomoc czarnoksiężnik rozpętał wielki sztorm, który pozatapiał statki piratów, a załogi powyrzucał na brzeg. Wszyscy kamraci Kartofelka, i on sam, zostali zamienieni w ziemniaki. Po krótkim czasie opowiadania o nich zanikły.
Byliśmy jedynymi, którzy pamiętali, jak kapitan zaznaczał drogę do skarbu. Postanowiliśmy więc go odnaleźć.
Na początku zabawiliśmy się w ziemniaczki i napisaliśmy, co oznacza skrót ZIEMNIAK (zabawny, zdolny, złośliwy, inteligentny, elegancki, egoista, energiczny, męski, nietypowy, nieznany, inny, i, agresywny, atrakcyjny, artysta, kłótliwy, kapitan, kartofelek). Potem ruszyliśmy po śladach (ziemniakach) do miejsca skarbu. Biegaliśmy po lesie znajdując je bez trudu ( a przy okazji dziwnego rozmiaru ślady i grzyby). Szybko dotarliśmy na miejsce – na polankę z ogniskiem. Znalezione po drodze kartofle wrzuciliśmy w płomienie. Poczekaliśmy chwilę pląsając i oto nasze „ślady” zamieniły się w pieczone ziemniaki! Dostaliśmy serwetki i sól i zabraliśmy się do jedzenia. Już wiemy, czemu kapitan tak lubił kartofle.
Do domu wracaliśmy nieco odmienieni (Matrix). Jestem pewna, że kapitan byłby z nas dumny.
dh. Agata 65 GZ
Posprzątane… wysprzątane!
Godzina 10. Pod Kościołem na Dobrej, garstka ludzi. Ja, Kasia, dh Sylwia, dh Karolina, dh Patrycja i zuch Jaś. Jeśli nikt nie przyjdzie to się do końca dnia nie uwiniemy – pomyślałam … ale na szczęście za moment moje obawy się rozwiały.
Pojawili się Leśni, Zawiszaki, Zawiszątka i Leśne Ludki. Czekamy jeszcze na kogoś z 3 starszej … 5 min … 10 min … 15 min … yyy zaczynam coraz bardziej powątpiewać … nikt już nie przyjdzie :((((( Nagle na horyzoncie pojawiły się dwie postacie na rowerach: Bronki! Tak to oni! Rozlegają się okrzyki … ale niestety, to tylko ktoś z chórku. No cóż, ze starszej jesteśmy tylko my (Kasia i ja), ale idziemy z zuchami no i oczywiście kadra. Następuje rozdanie worów, rękawiczek, przydzielenie terenu, kilka słów informacji …. Wyruszamy do lasu, by sprzątnąć to, co zostawili mieszkańcy Józefowa i okolic.
Po 10 min docieramy do górki pełnej modnych butów, stylowych ubrań, bransoletek, ale i metali wszelkiego rodzaju, butelek i rozbitego szkła. Zabieramy się do roboty. Jak to miło, że ludzie tak dbają, abyśmy co roku, na Sprzątaniu Świata, mieli co robić. Cudowna uprzejmość z ich strony. Kiedy wysprzątaliśmy to mni-wysypisko, wyruszyliśmy w podróż z serii „A gdzie znajdę śmiecia”? Przeszliśmy z 300 m .. nic. Powracają nadzieje, że ludzie mają troszkę sumienia … oczywiście przedwczesne nadzieje.
Zza drzew wyłoniło się kilka dywanów o odcieniu niebieskim. Nie mieliśmy wyboru – wpakowaliśmy je do worków, co okazało się rzeczą nieco trudną – przez cały czas „sypały” się i ważyły chyba z tonę. Zapakowane dywany zostawiliśmy przy drodze, mając nadzieję, że po jakimś czasie zostaną zabrane. [z cała pewnością – przyp. MR] Kiedy odchodziliśmy, naszym oczom ukazała się para porwanych, wiszących sobie niewinnie na drzewie, rękawiczek … winowajca bardzo szybko się ujawnił. Dodam, że za karę musiał nieść worek. Po tych jakże wyczerpujących kilku chwilach sprzątania, zuchy oświadczyły, że muszą coś zjeść i konieczny jest odpoczynek. Usiedliśmy pod drzewem i posililiśmy się tym, co melisy w plecakach.
Najedzeni i wypoczęci poszliśmy dalej sprzątać. Zbliżając się ku końcowi naszej misji sprzątania świata, zobaczyliśmy, jak dh Monika, dh Karolina i dh Siarek mają „pełne ręce roboty” i ku wielkiemu „zadowoleniu” zuchów, pomogliśmy im. Tu dopiero było co robić. Co pół metra leżały śmieci – najwięcej butelek, gazet i szkła. Po pół godziny znudzone i zmęczone zuchy dały nam do zrozumienia, iż czas już kończyć. Ruszyliśmy w drogę powrotną, zostawiając zapracowanych harcerzy przy pracy. Ale za rok znów tu przyjdziemy … Pozostaje tylko nadzieje, że na kolejnym Sprzątaniu Świata, będzie nieco mniej do sprzątania 🙂
Wiktoria Gałecka
(3 DHS „Zawiszacy”)
[Dziękuję Zawiszątkom i Leśnym Ludkom, 5 DH i 3 DH, reprezentacji 3 i 5DHS za „Czysty Las” . Dziękuję serdecznie Karolinie Śluzek za przygotowanie i koordynowanie całej akcji.
Monika Rybitwa]
Postać miesiąca – 10/2004
Kasia Kędzierska pełni funkcję przybocznej w 77 ODHS. Cziksa, utrzymuje, iż posiada 16 lat, choć z innych źródeł możemy się dowiedzieć że ma 19, choćby z jej dowodu osobistego…
Jest osobą wiecznie uśmiechniętą i zadowoloną z życia jest bardzo aktywna i pracowita, pięknie śpiewa i zawsze służy radą oraz ciepłym słowem. Jest osobą zafascynowaną naszą organizacją i poświęca jej każdą swoją wolną chwilę.
Od pewnego czasu jej harcerskie fascynacje kroczą w kierunku wędrownictwa.
Pewnego dnia postanowiła przyłączyć się do „Karawany”, gdzie zrealizowała jedno ze swoich harcerskich marzeń i zdobyła jako pierwsza w 77 naramiennik wędrowniczy. Według mnie Kasia już całkiem niedługo będzie „doskonałym instruktorem ZHP”.
MAJAK