Wigilia Szczepu Józefów – 2004

To już stało się tradycją, co roku tuz przed Bożym Narodzeniem wszyscy harcerze Szczepu Józefów spotykają się na Wigilii, aby wspólnie spędzić ten cudowny czas na zabawach i kolędowaniu.
Co roku nasze spotkania wigilijne odbywają się w coraz to ciekawszych miejscach i za każdym razem organizatorzy zaskakują nas pomysłowością.

Tym razem nie było inaczej. Spotkanie przebiegło bardzo sprawnie i przyjemnie, natomiast miejsce też było niecodzienne gdyż była to świetlica znajdująca się przy parafii kościoła p.w. M.B. Częstochowskiej w Józefowie.
Mieliśmy spotkać się o 18:00. Jak jeden mąż wszystkie drużyny oraz gromady stawiły się na wyznaczonym miejscu o tej godzinie. Po paru minutach, byliśmy kolejno (od najmłodszych) wpuszczani do świetlicy.
Atmosfera już od progu była dość wyjątkowa.
Weszliśmy do sali..
Jeszcze przed chwilą wisiały w niej choinki, ozdobne łańcuchy, teraz panowała ciemność… Tak rozpoczął się wieczór.


Więcej zdjęć

Jak tradycja nakazuje, rozpoczęliśmy od rozpalenia kominka przy dźwiękach gitary i pieśni „Płonie ognisko”.
Monika powitała nas ciepłym słowem, po czym oddała głos Karolinie Śluzek, która była odpowiedzialna za to wydarzenie.
Już po chwili nie Karolina a kolejno gromady zuchowe a także drużyny wyszły na pierwszy plan.
Zadaniem, jakie mieliśmy przygotować na spotkanie było przedstawienie scenki związanej ze świętami – teraz mieliśmy okazję się wykazać i je zademonstrować. Jak się okazało zarówno zuchy jak i harcerze/ harcerze starsi oraz wędrownicy wywiązali się z zadani zaskakującą pomysłowością i oryginalnością.

Tuż po tych występach rozległy się dźwięki muzyki, cała sala pogrążyła się w kolędowaniu. Nagle zapadła cisza, a tuż po niej rozległ się głos Karoliny – oświadczyła, że ma dla nas prezent (trzeba było widzieć minę uradowanych zuchów :D) , po czym wręczyła nam koperty, „choinki” i pisaki. A także pozwoliła/ nakazała otworzyć koperty, które drużyny dostawały po pokazaniu scenki. Nie były to zwykłe koperty. Znajdowały się w nich nasze zeszłoroczne życzenia, teraz mieliśmy okazję przekonać się, czy się ziściły. Już sama nie wiem, czy było więcej śmiechu, czy radości przy ich odczytywaniu, lecz jednego jestem pewna – ja czułam radość i szczęście, gdyż większość moich próśb się spełniła (mam nadzieję, że z resztą było podobnie)
Choina i koperta – nie trudno się domyślić, że były to akcesoria niezbędne do napisania tegorocznych życzeń.
Święty Mikołaju, mamy nadzieję, że rozpatrzysz je pozytywnie;-)

Niestety wolnym krokami zbliżamy się ku końcowi….

Życzenia zostały spisane, zamknięte w kopertach znajdują się w bezpiecznym miejscu, gdzie spokojnie oczekują kolejnej Wigilii, więc nastał czas na życzenia nie pisane;-)

Podczas owej części uroczystości ,na wzór Jezusa z Nazaretu , łamaliśmy się chlebem ,a nie opłatkiem jak to jest zwykle przyjęte. Jednak wszystkim taka forma się bardzo podobała.
Po obcałowaniu się, podzieleniu się chlebkiem oraz złożeniu wszystkim życzeń usiedliśmy (powiedzmy) do uroczystej wieczerzy. Można by powiedzieć, że niektórzy tylko na ten moment czekali 😉

Wiadomo, że niektórzy mogliby jeść, jeść i jeść (to przecież jest niezdrowe:D) dlatego Monika w obawie o zdrowie co poniektórych zaprosiła wszystkich do kręgu. Nawet ten wydał mi się inny niż poprzednie, czyżby magia świąt?
Cieplutką, pełną nadziei i miłości braterskiej iskierką zakończyliśmy Wigilię Szczepową.

Wolnym krokiem wymiatając resztki jedzenia wszyscy ruszyli w kierunku wyjścia. Pozostała garstka harcerzy, która pomogła organizatorom sprzątnąć.

Tak właśnie wyglądała tegoroczna wigilia w Szczepie Józefów;-)
Mam nadzieję, że wigilie w Waszych drużynach były czasem miło spędzonym, w cudownej, świątecznej i prawdziwie rodzinnej atmosferze.
Nasza właśnie taka była!

Patrycja, 5 DHS „LEŚNI”

Tak jak napisała Patrycja, nasza bożonarodzeniowe spotkania stały się już tradycją.
Dlatego też serdecznie dziękuję Karolinie Śluzek i jej ekipie za przygotowanie naszego tegorocznego wigilijnego spotkania.
To dzięki waszym staraniom, kolejny raz mogliśmy przełamać się chlebem, pośpiewać kolędy, obejrzeć zuchowe i harcerskie jasełka, wyczyny wędrowników.
Mogliśmy też spotkać dość nietypowego Mikołaja… bo przyznam szczerze, iż Dąbros w tej roli na długo zostanie mi w pamięci :-))))))
M o n i k a

Wigilia Instruktorska – 2004

18 grudnia 2004 roku (sobota) odbyła się Wigilia Instruktorska w naszym hufcu. Była ona zorganizowana przez drużyny 123 DH „Wędrowne ptaki” i 209 DH „Silva”, głównie przez druhny Katarzynę Stolarską i Beatę Bany oraz druha Michała Bany.
Przygotowali oni małe jasełka, zaśpiewali nam kilka kolęd (do zaśpiewania, których my się włączaliśmy), co wprawiło nas w świąteczny nastrój. Czytaj dalej…
Oto fotorelacja z tego wydarzenia:



Foto: Jurek Lis.

Wigilia Szczepu Józefów – 2004

To już stało się tradycją, co roku tuz przed Bożym Narodzeniem wszyscy harcerze Szczepu Józefów spotykają się na Wigilii, aby wspólnie spędzić ten cudowny czas na zabawach i kolędowaniu.
Co roku nasze spotkania wigilijne odbywają się w coraz to ciekawszych miejscach i za każdym razem organizatorzy zaskakują nas pomysłowością. Czytaj dalej…
Poniżej przedstawiamy fotorelację z tej zbiórki:


Płonie ognisko…

Tak, właśnie co ja miałam powiedzieć…


Z rozmyślań drużynowej i przybocznej:
„Czyż nasze zuchy nie są cudowne?”
(Magda po raz pierwszy z zielonym sznurem)


Szczep Józefów w pełnej (prawie) okazałości


Agatko, co tutaj jest napisane


o, jeszcze tutaj?


Zuchy prezentują nową zabawę: And up tara ta tara ….


Tyłem do publiki??!!!!


Przed 2000 laty, w Betlejem (…)




My,wbici w kąt


Cała sala śpiewa z nami!



A, a wiecie co mi powiedziała Karolina?!


Podaj dalej


Święty Mikołaju, tak przy zuchach?!


I tym razem 5DHS jak nie zawiodła – rozbawiła komendantkę niemalże do łez



To się nazywa rodzinka:-) (ale zaraz – Kuba spadaj!)


Ciekawe o czym Mikołaj mówi z takim przejęciem?
Hmm czyżby jemu również paliła się szkoła?


Wio koniku Kostrzewiku…


Byliście grzeczni w tym roku?
– mam dla Was niespodziankę.


Ten to umie rozbawić towarzystwo 😉


taaaaaa


Hahahaha (wystarczy spojrzeć na Kubę – i wszytko jasne)


Może napiszemy list do Mikołaja?


Kochany Święty Mikołaju, w przyszłym roku chcielibyśmy (…)


Patrycję?!! NIE, nie to pomyłka…


To zmęczenie to tylko pozory.


Ale, o co chodzi?!?



Bierzcie i jedzcie…


pozostawiam to bez komentarza


to również


i to…


Skupienie w oczach dziewczyn mówi samo za siebie


Ojej, a co oni tam robią?


Na czułości jest zawsze pora… yyy na posiłek również:D

Foto: Karolina & Mirek Grodzcy; podpisy: Patrycja Zawłocka

Betlejemskie Światło Pokoju 2004

19 grudnia 2004 po raz drugi nasza drużyna przygotowała przekazanie Betlejemskiego Światła Pokoju w parafii pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego na Ługach w Otwocku. Dlaczego akurat tam? Z prostej przyczyny – ponieważ nasza drużyna spotyka się w harcówce na plebani wyżej wymienionej parafii, i jest tam nam bardzo dobrze.

W tym roku o pomoc w oprawie mszy poprosiliśmy profesjonalistów – czyli scholę młodzieżową, która zawsze śpiewa podczas mszy o godz. 19.30 w naszym kościele. Od dwóch tygodni chodziliśmy więc co sobotę i niedzielę na około półtora godzinne próby, na których wpierw śpiewaliśmy dziwne gamy a potem otwieraliśmy buzie tak głośno, że aż nasz szczęki bolały. Ale opłaciło się gdyż potem śpiewaliśmy niczym w chórach niebiańskich… no prawie 😉


BŚP w Otwocku i Józefowie

Przekazanie Betlejemskiego Światełka w tym roku również splotło się z rekolekcjami w naszej parafii dzięki czemu kościół był wypełniony młodymi ludźmi. Atmosfera była ciepła, podniosła, ale i radosna czyli właśnie taka jaka powinna panować podczas przyjęcia BŚP.

Na koniec dodam tylko, że przekazanie BŚP przygotowali wędrownicy w ramach swojego pierwszego zadania zespołowego z Próby Wędrowniczej. Jestem z Was dumna Kochani, świetnie sobie poradziliście J
Po mszy tradycyjnie udaliśmy się już na naszą drużynową wigilię, czyli „obrabianie choinki”. Były wiec i zwierzenia, i życzenia a na koniec wszyscy wszystkich wycałowali pod jemiołą. A wszystko to okraszane było taką ilością śmiechu, ze aż do tej pory boli mnie brzuch J

Marysia Mikulska
17 DH „Widnokrąg”

Od redakcji: tego samego dnia miało miejsce przekazanie BŚP w Józefowie i Otwocku

„A w Wigilię wszyscy się radują”

18 grudnia 2004 roku (sobota) odbyła się Wigilia Instruktorska w naszym hufcu. Była ona zorganizowana przez drużyny 123 DH „Wędrowne ptaki” i 209 DH „Silva”, głównie przez druhny Katarzynę Stolarską i Beatę Bany oraz druha Michała Bany.

Przygotowali oni małe jasełka, zaśpiewali nam kilka kolęd (do zaśpiewania, których my się włączaliśmy), co wprawiło nas w świąteczny nastrój. Nie wspomniałam jeszcze o tym, ze przy wejściu każdy dostawał kartkę świąteczną i upominek od świętego Mikołaja. Gdy wszyscy przybyli (włącznie z władzami miasta i instruktorami harcerskimi), światła przygasły i wszystko się rozpoczęło.


Więcej zdjęć

Młody chórek wyśpiewał radośnie dobrą nowinę, którą przeżywamy w każde święta Bożego Narodzenia. Potem odbyła się loteria numerków, które były one na pocztówkach, jakie dostawaliśmy na wejściu. Szczęściarzem okazał się Adrian Bereda z 3 DH „Zawiszacy”. Ale nie dostał prezentu (lampki nocnej w kształcie wielkiego Mikołaja) tak po prostu. Musiał jeszcze zaśpiewać. Jakże trudno było go namówić do wykonania tego równie trudnego zadania. W końcu jakoś sobie poradził, w czym wydatnie pomogła mu jego drużyna.

Po wyśpiewaniu przez wszystkich kolędy, Tomek Grodzki (jako najważniejszy w tym zgrupowaniu) wygłosił mowę 🙂 i podał wszystkim opłatek.
Ławki zostały odsunięte i wszyscy podzieliliśmy się opłatkiem (no może nie wszyscy ze wszystkimi), składając świąteczne życzenia. Mi akurat najbardziej przypadły do gustu życzenia innego koloru sznura. Tak, to było miłe. Po wspólnych życzeniach zaczęliśmy jeść! Przygotowano nam ciasta, sałatki i różne inne pyszności, które znikały w przerażającym tempie!
Ale przynajmniej smacznie było!! Pogadaliśmy sobie, posiedzieliśmy w swoim gronie i wróciliśmy z uśmiechem na twarzy! Choć spodziewaliśmy się więcej osób.

I w ten oto miły sposób spędziliśmy sobotę w tydzień przed Bożym Narodzeniem.

Dh. Monika Siereńska

BORM oczami oboźnej

Atak padaczki, szkło w oku, oparzenia i wstrząs, dla kolejnych 18 osób z naszego hufca przestały być „czarną magią” – w dniach 26-28 listopad odbyła się pierwsza część kursu medycznego. Przyszli (mam nadzieję) brązowi ratownicy szkoleni byli według nowej doktryny Harcerskiej Szkoły Ratownictwa.

Nikt się do tego głośno nie przyznawał, ale myślę, że dla wielu buło to nie lada wyzwanie. Przyznaję, że podczas tych 3 (a właściwie 2) dni kilka razy ogarniało mnie zwątpienie. Nie było jednak tak źle! Sympatyczni instruktorzy (podziękowania w stronę Mariusza, który w dużym stopniu przyczynił się do tego, że kurs w ogóle mógł się odbyć), kursanci rządni wiedzy i chętni do nauki- czego chcieć jeszcze? No, może co najmniej 4 godzin snu więcej… Każdy wiedział na co się pisze.

Według nowych zasad, pierwsza część kursu powinna wystarczyć do przekazania całej wiedzy teoretycznej. Druga część ma być ograniczona do ćwiczeń praktycznych. Podczas ostatniego weekendu uczestnicy kursu mieli prawdziwe pranie mózgu (a przynajmniej tak się czuli). Mam nadzieję, że dwa tygodnie przerwy wystarczą im na poukładanie sobie tego wszystkiego w głowach. No i na utrwalenie wiadomości. Z doświadczenia jednak wiem, że im mniej się ma na to czasu, tym lepiej – człowiek się bardziej mobilizuje. Wierzę, że nasi harcerze pokażą co potrafią i za dwa tygodnie będziemy mogli być z nich naprawdę dumni. Trzymam kciuki!

Ach, zapomniałam o najważniejszym! Równolegle z kursem przedmedycznym miało miejsce szkolenie dla członków Otwockiego HGR-u ( dla niewtajemniczonych: Harcerskiej Grupy Ratowniczej, zrzeszających zapaleńców, którzy chcą robić coś ważnego dla siebie i dla miasta i dla innych też). Uczyliśmy się m.in. obsługi naszego nowego, profesjonalnego sprzętu (tu pragnę podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że wreszcie mamy naszą torbę PSPR1!). Było wesoło! Ważne jest to, że mieliśmy kolejną okazję do integracji (rzadko zdarza się, że możemy spotkać się wszyscy), a razem tworzymy niesamowitą mieszankę!

Miałam napisać, jak widziałam to jako oboźna. Otóż czarno to widziałam… To był, oczywiście żart! Żałuję, że nie miałam okazji spędzić więcej czasu z kursantami. Ciężko mi było wstać rano i iść po zakupy – wczesne wstawanie to według mnie największa z tortur.
No i nie miałam serca rano budzić uczestników podczas, gdy oni wszyscy tak słodko sobie spali… Chyba byłam zbyt delikatna. Obiecuję poprawę!!!

P.S.: Na koniec kilka słów otuchy do kursantów: jak nie zdacie, to Wam rączki powyrywam i to Wam będzie potrzebna pierwsza pomoc! Dodam, że dotyczy to szczególnie Jagóda i Dyniaka.

Oboźna

Harcerzu, pomóż dzieciom godnie żyć

Dostałam propozycje od Adama Zawadzkiego i Agnieszki Odrobinskiej (ze Szczepu 69wdhiz) uczestnictwa w akcji „pomóż dzieciom godnie żyć” , czyli w zbiórce pieniędzy na dożywienie dzieci ze świetlic KARANU. Miałam zabrać chętne osoby ze swojego zastępu do Warszawy na 20-21.11.2004. Niestety pojechać mogły tylko trzy osoby : Ja, Wiktor i Monika Myszkowska.

W sobotę 20.11.2004 o 7.00 rano zjawiłam się na przystanku autobusowym na ul. Andriollego, ponieważ tam mieliśmy się spotkać. Do 8.00 już przyszedł Wiktor i Monika i udaliśmy się do Warszawy Centrum. Wysiedliśmy przy Makro na al. Jerozolimskich, gdzie spotkaliśmy się z Adamem i jeszcze kilkoma dziewczynkami. Weszliśmy wejściem służbowym (ale tam fajnie jestJ) i zostaliśmy przepuszczeni przez bramki, dostaliśmy puszki i identyfikatory. Adam przedstawił nam kilka zasad i wypuścił na hale. Na początku lekki strach jak będą reagować ludzie, ale wtedy przypomniał nam się WOSP i się rozkręciliśmy. Chodziłam z Moniką i Wiktorem i szło nam bardzo dobrze, ale potem Adam wziął mnie do siebie i było jeszcze lepiej. Zbieraliśmy na głodne dzieci i ludzie różnie reagowali. Denerwowało mnie , że część traktowała nas jak powietrze, a to było gorsze niż powiedzenie „nie dziękuje”. Najśmieszniej było dogadywać się z cudzoziemcami. Jakoś daliśmy sobie rade. Zbieraliśmy od 9.00 do 16.00 i lekko zmęczeni tym chodzeniem i ciągłym mówieniem, ale za to uśmiechnięci i zadowoleni pojechaliśmy do Dziupli na Pole Mokotowskie (czyli do harcówki 69WDHiZ ) aby odpocząć.

Rano o 9.00 znów udaliśmy się do Makro i dowiedzieliśmy się, że wczoraj zebraliśmy ponad 2000 zł. Szczęśliwi weszliśmy na hale, aby dalej zbierać. W niedziele było troszkę gorzej z tym zbieraniem, ale nie poddaliśmy się, ale niestety już około 16.00 wychodziło ze wszystkich zmęczenie, bolały nas usta od ciągłego uśmiechu i mówienia i nóżki od chodzenia, ale byliśmy zadowoleni i nie narzekaliśmy. Mi pod koniec już się język plątał i zamiast mówić „… zbieramy na głodne dzieci…”mówiłam „…zbieramy na gorące dzieci i biedne posiłki..”, ale ludzie i tak dawali J Niekiedy nie nadążałam mówi, a ludzie wsypywali do puszek J to jest miłe i bardzo cieszy kiedy się napracuje i pomaga innym .

Myślę, że akcja się udała, bo zebraliśmy pieniążki dla potrzebujących dzieci , więc do domu wróciliśmy z uśmiechniętymi buziami.

Daria Kłos, 77ODHS



W trakcie drugiego wekendu zbiórki X edycji ogólnopolskiej akcji „Pomóż dzieciom godnie żyć” padł swoisty rekord zbiórki. Harcerzom i harcerkom z Hufca Mińsk Mazowiecki udało się zebrać przez dwa dni 4443,19 zł.

Łączna kwota zebranych przez harcerzy uczestniczących w zbiórce funduszy wynosi już 7485,21 zł.

Akcja dla świetlic Karanu odbywa się dwa razy do roku: przed Wielkanocą i przed Bożym Narodzeniem.
W tym rozpoczęła się 19 listopada a zakończy 12 grudnia na terenie całego kraju. Aby zapewnić wiarygodność i bezpieczeństwo wolontariuszy po raz kolejny już odbywa się na terenie METRO GROUP (Makro, Real, M1). Za zebrane pieniądze kupowane są paczki żywnościowe dla dzieci ze świetlic socjoterapeutycznych KARAN oraz zapewniane są dzieciom ciepłe posiłki w ciągu roku.

KARAN to miejsca, o których same dzieci mówią: Tu mamy ciepłą zupę i miłość. Świetlice te powstają w całej Polsce w tzw „„trójkątach bermudzkich”. Dzieci w tych środowiskach często mają do wyboru świetlicę lub gangi czy też „małą dilerkę”.

Obecnie Karan opiekuje się ok. 2 000 dzieci.

Jest jeszcze możliwość wzięcia udziału w akcji. Czekamy na wasze zgłoszenia!

Wszelkie pytania proszę kierować do Koordynatora Akcji ze strony ZHP phm. Adama Zawadzkiego
e-mail: adam@nowydzwon.pl, tel. 0692544786

źródło: zhp.org.pl

Skąd polacy w ZSRR? (2)

W poprzednim tekście mogliście przeczytać o formowaniu polskiego wojska w ZSRR. Poniżej przedstawiamy fragmenty wspomnień syna jednego z tych, którzy dostali się do wojska.
Historia oglądana z perspektywy losu pojedynczego człowieka jest bardziej namacalna i realna…
Tym, których te opisy zaciakawiły polecam Internet.
Jest tam wiele, wiele innych.

Fragmenty wspomnień Zygmunta Śpiewaka:
Po porozumieniu Sikorski-Majski w 1941 roku objęła nas “amnestia” i niejako “przywrócono” z powrotem obywatelstwo polskie wszystkim Polakom deportowanym do ZSRR w latach 1940/41. Zaczęło się tworzyć wojsko polskie na Kazachstanie.

Wiadomość o fakcie tworzenia wojska polskiego docierała z bardzo dużym opóźnieniem do zesłanych Polaków na całym terytorium Związku Radzieckiego. Do niektórych wiadomość ta w ogóle nie dotarła. Do polskich obozów wojskowych w Kazachstanie po wcześniejszym wyzbyciu się resztek nędznego dobytku zaczęli ściągać polscy zesłańcy często z całymi rodzinami. Początkowo z rodzin polskich, które dotarły do Kazachstanu do obozów wojskowych szli tylko ci, którzy zostali przyjęci do wojska, a ich rodziny koczowały bez dachu nad głową tuż obok tych obozów praktycznie bez żadnych środków do życia, licząc na obiecaną szybką pomoc państw zachodnich, w tym głównie ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

Jesienią w 1942 roku w Kazachstanie nagle przyszła dosyć ostra zima. Powstała bardzo ciężka sytuacja tych, którzy żyli poza obozami wojskowymi, a obiecana pomoc zachodnia jakoś “opóźniała” się. Władze sowieckie dosyć skromne racje żywnościowe przydzielały tylko dla żołnierzy, z których to racji żywnościowych trzeba było wyżywić cały stan osobowy obozów. W obozach zaczął panować straszny głód. Brakowało również opału. Władze sowieckie w tajemnicy przed Andersem zaczęły rekwirować już docierającą tam z zachodu pomoc, w tym pomoc żywnościową. W obozach oprócz głodu zaczęły się szerzyć choroby zakaźne. Była duża śmiertelność.

Z tego powodu zaprzestano dalszego werbunku do wojska, a tu nadal napływali ochotnicy często z całymi rodzinami. Odmowa przyjęcia ich do obozów skończyłaby się dla nich tragicznie. Powstała sytuacja praktycznie bez wyjścia.

W tej tragicznej sytuacji generał Anders po porozumieniu się z Anglikami i z rządem polskim w Londynie, chcąc uratować przed totalną zagładą w okresie zimowym postanowił cały ten stan osobowy wyprowadzić do lepszych warunków do Iranu, co zresztą uczynił w listopadzie 1942 roku. W ten sposób nieludzką ziemię udało się opuścić zaledwie 114.500 Polakom.

Wyprowadzenie przez Andersa wojska polskiego wraz rodzinami do Iranu zostało uznane za zdradę Związku Radzieckiego przez wszystkich deportowanych na Sybir Polaków w latach 1940/41. Zostały zerwane przez władze sowieckie wszelkie stosunki z rządem londyńskim. Ci zesłańcy, którzy nadal pozostali w Związku Radzieckim ponownie zostali poddani zbiorowym represjom sowieckim. Szczególnie ciężki los spotkał tych, którzy do obozów wojskowych w Kazachstanie dotarli już po wymarszu wojska polskiego do Iranu.

Pozostali na tej nieludzkiej ziemi ich wolność opłaciliśmy dodatkowymi zbiorowymi represjami ze strony władz sowieckich. W zaistniałej sytuacji ratowania pozostających na Sybirze Polaków przed całkowitą zagładą podejmuje się Wanda Wasilewska. Zakłada wierny Związkowi Radzieckiemu Związek Patriotów Polskich. Osobiście prosi Stalina o zgodę na organizację w Związku Radzieckim nowego wojska polskiego bezpośrednio poległego Moskwie, na co “dobrodusznie” Stalin wyraził zgodę. Oczywiście cała ta maskarada polityczna była jeszcze wcześniej w tajemnicy przygotowana przez sowietów zanim Anders z zdołał wyprowadzić wojsko polskie z Kazachstanu do Iranu.

Ojciec z łagru do rodziny zdołał powrócić z poważną kontuzją nogi tuż przed wymarszem Andersa z Wojskiem Polskim do Iranu. Ojciec, chroniąc się przed ponownym skierowaniem do łagru, wstąpił do nowo organizowanej I Dywizji im. T. Kościuszki Wojska Polskiego pod dowództwem generała Berlinga. Na punkt zborny szedł na piechotę o kuli ponad 40 kilometrów. Jako pożywienie na drogę dostał kawałek głowy zdechłego konia. I Dywizja im. T. Kościuszki później została przekształcona w I Armię Wojska Polskiego w ZSRR. Główny szeregowy trzon tej armii stanowili Polacy deportowani w północne rejony ZSRR, w tym głównie z okręgu archangielskiego.
Http://www.spiewakowie.pl/hist04b.htm

„Emigracyjny rząd gen. Sikorskiego nie reprezentuje narodu polskiego. Ten rząd występował przeciw zbrojnej walce polskiego narodu z niemieckim okupantem w Polsce, wyprowadził poza granice Związku Radzieckiego gotową do walki armię, która do tej pory nie bierze żadnego udziału w wojnie, prowadził wrogą wobec Związku Radzieckiego agitację, starając się popsuć stosunki między sojusznikami, a wreszcie skompromitował się ostatecznie, biorąc udział w zorganizowanej przez hitlerowców antyradzieckiej propagandowej hecy w sprawie lasu katyńskiego.”
Wanda Wasilewska, w przemówieniu radiowym do Polaków 28 kwietnia 1943